Ostatnie dni są... dziwne. Coś mi ucieka, umyka. Ciężko mi wyłapać te małe rzeczy, które należy doceniać. Zauważam je z trudem. Trochę na siłę. Czasem nie wywołują nawet uśmiechu. I to nie tak, że chodzę smutna czy coś. Śmieję się, naprawdę dużo i szczerze się śmieję. Ale gdzieś znów czuję potrzebę wtulenia się w męskie ramiona.
Jedyne dostępne męskie ramiona nie są do końca dostępne, bo na co dzień wtula się w nie inna dziewczyna. To niby nic, prawda? W przytulaniu nie ma nic złego. Ale gdy tak patrzyłam na niego, pomyślałam, że w sumie mogłabym go pocałować. Nie jest nawet w moim typie. Geez, to że ma dziewczynę powinno go czynić niewidzialnym pod tym względem. Zwłaszcza dla mnie. Zresztą to tylko przelotna myśl (która powróciła jeszcze parę razy). Nie jestem jedną z tych dziewczyn, które "biorą, co chcą". Nawet jeśli chęci są po obu stronach, wolę jak to facet robi pierwszy krok. I nie, że to dla mnie jakiś problem, ale mam wrażenie, że jak ja to robię pierwsza to mam większe jaja niż on. A mój potencjalny facet ma mieć większe jaja ode mnie, o. Ale nie o tym... Gdy ta myśl przyszła po raz pierwszy, stwierdziłam, że nawet jeśli on by chciał - nie mogłabym tego zrobić. Nie lubię się wpierdalać między ludzi. Nie jestem suką. A może jednak trochę jestem? Bo ostatecznie chyba bym to zrobiła.
Wiecie, nie mam problemu z poczuciem własnej wartości (przeważnie nie mam). Taki zdrowy egoizm też nie jest mi obcy. Ale jeśli w grę wchodzą uczucia - siebie stawiam na końcu. Jestem good woman.
Bo jestem good woman. Inne kobiety nazywają mnie głupią. Faceci podziwiają i czasem cholernie wzruszają się moim postępowaniem. Bo się nie wpierdalam między ludzi, nawet gdy ceną jest moje złamane serce. Wiem, że to może rozczulać w pewien sposób, ale nic więcej. Przez to, dla nikogo nie stanę się nagle tą pierwszą. I to też nigdy nie jest celem. Gdy kocham to chcę żeby ta osoba była szczęśliwa. A jeśli będzie z kimś innym... Potrafię się z tego cieszyć, naprawdę. Potrafię rozmawiać o tej drugiej, czy raczej pierwszej... Potrafię się o nią martwić i jej współczuć. Robię to z uśmiechem na ustach, często szczerym. Choć uśmiech ten ma odwrócić uwagę od pękającego serca. Może to piękne czy nawet szlachetne, może faktycznie jestem głupia, ale tak już mam.
Więc skąd te myśli? Bo w grę nie wchodzą uczucia? A może zaczęłam myśleć tak po prostu o sobie. Potrzebuję tego, chcę tego, więc co mnie obchodzą inni. W świetle dnia wszystko wygląda inaczej. Ale wiem, że gdy po zachodzie słońca znów pojawi się alkohol, te myśli wrócą.
Bo tak bardzo potrzebuję czułości. Zamuliłam się trochę jakąś piosenką. Znów musiałam połykać łzy, żeby nikt ich nie widział. Znów, tak trochę znienacka, moment przygnębienia. Czułe spojrzenie skierowane w inną stronę. Bo ból fizyczny widać bardziej. Nawet, gdy w towarzystwie nie ma jego dziewczyny; nawet, gdy jedyna poza mną kobieta ma chłopaka; nawet wtedy jestem tą drugą, czy już może trzecią. Przez chwilę chciałam być (naj)ważniejsza. A on znów odwiózł nas do domu. A ja znów myślałam, że to ją odwiezie pierwszą. Przecież się źle czuła. I nie pytajcie na co liczyłam. Na to przytulenie? Pocałunek? Czy po prostu przez chwilę faktycznie mogłabym być najważniejsza... Ale pierwszą odwiózł mnie. Teraz wiem, że tak jest lepiej. Chyba. I chyba wiem skąd to moje zainteresowanie nim.
Poszłam do łazienki i się popłakałam. W sumie całą drogę z tym walczyłam, a oni zastanawiali się, co nagle mi się stało. Nie wiedzą, że miewam takie momenty. Bo miewam je nocami, a przecież było już grubo po trzeciej. Jak wyszłam, czekał na mnie sms: ej, nie smuć się :)
Przytuleniem tego nazwać nie można, ale sam fakt, że jakoś się przejął... No właśnie. Przejmuje się. I jest (uwaga, teraz padnie słowo-klucz) opiekuńczy.
To plus moja potrzeba czułości... Nic dziwnego, że takie myśli przychodzą do głowy.
I za każdym razem, wewnątrz toczy się walka - zimna suka vs. good woman.
Bo ta druga potrafi odmówić przytulenia nawet jeśli to jest to, czego jej potrzeba. Jeśli pojawiają się uczucia, a już jest ktoś inny... Wiem, że nie mogę się przytulać, bo będzie gorzej. Nie mogę przyjmować kwiatów. Nie pisze się dla mnie i nie gra. Bo nie będzie ratunku. Choć czasem i ratunek się pojawia, zupełnie niespodziewany i niechciany. Ocalił serce, ale dręczy duszę wyrzutami sumienia. Bo dla good woman tak jest lepiej. I tylko dla niej.
Good Woman
ciężko być dobrą kobietą
widzieć rzeczy i słowa
które mogłyby być dla ciebie
od ciebie
i oddawać je bez skargi
żebyś wysłał
że to dla niej
mimo że ode mnie
ciężko być dobrą kobietą
która odmawia przyjęcia kwiatów
słuchać ze spokojem rzeczy
przez które drga serce
udawać że wcale nie
że bije spokojnie
słuchać że może
że przecież
ale że nie
***
Prawdopodobnie to ostatni wpis w tym roku. Na pewno ostatni przed świętami, więc nie chciałabym tam smętnie wprowadzać Was w ten czas. Bo dla mnie święta są pewnymi rodzinnymi tradycjami. Obchodzę je bardziej kulturowo niż religijnie, ale to przecież nie ma znaczenia. Myślę, że mimo wszystko, dobrze jest znaleźć w sobie trochę dziecka i sprawić żeby ten czas był tak samo magiczny jak kiedyś. Albo po prostu wystarczy na nowo to dostrzec. Mam wrażenie, że wiele ludzi traktuje święta jako nieprzyjemny obowiązek, wydawanie pieniędzy na prezenty, jedzenie, cały stres żeby wszystko dobrze wypadło. Wtedy magia znika. U mnie, z roku na rok, jest jej jakby coraz mniej, ale staram się by nie zanikła całkiem. I Wam tego też życzę, żebyście dostrzegali magię w małych rzeczach, nie tylko od święta. Żeby Wasze wewnętrzne dziecko potrafiło się cieszyć ze śniegu (na który się jakoś nie zapowiada, co?). Żeby święta (bez względu na to jak obchodzone) były mile spędzonym czasem w rodzinnym gronie. Chyba, że nie przepadacie za rodzinnymi spędami, wtedy życzę Wam miłych chwil w towarzystwie przyjaciół czy innych bliskich osób, ewentualnie w towarzystwie komputera i filmów/seriali. Chciałabym, aby na twarzy każdego zagościł szczery uśmiech. Nawet jeśli wydaje się to niemożliwe, bo te święta będą wyjątkowo trudne... Zwłaszcza wtedy - niech pojawi się to znajome ciepło w sercu, które wywoła uśmiech. Niech nikt nie czuje się samotny. Jeśli nie macie się gdzie podziać - zapraszam. I dosłownie, bo zawsze w wigilijny wieczór stoi dodatkowe nakrycie, jak nakazuje tradycja. I nawet jeśli chcecie tylko porozmawiać - moje internetowe nakrycie będzie czekać.
Bądźcie dobrzy dla siebie, kochajcie się, by potem móc kochać innych i aby oni mogli pokochać Was. Bądźmy dobrymi ludźmi. Zmieńmy świat, zmieniając najpierw siebie.
Chciałabym, aby w te magiczne dni nikt nie był głodny czy zmarznięty. To moje małe życzenie, które niestety się nie spełni przecież.
Wesołych świąt, ciepłych świąt, Kochani.