To był ciepły listopad. Czasami z tęsknotą przyglądałam się mentolowym slimom, by po chwili zrozumieć, że o wiele bardziej lubię wdychać popołudniową mgłę. Tak, tej też było sporo. Rozmazywała twarze jeszcze bardziej, nawet te kochane, które dziwnym trafem znikały w tłumie i trudno było je odnaleźć. Twarze tych, którzy odeszli rozmazują się tak samo. I to właśnie na końcu, a nie na początku miesiąca uświadomiłam sobie, że nie pamiętam twarzy zmarłych, pamiętam zdjęcia z nimi. Pewnie dla tego Twoją twarz widzę tak wyraźnie. Paradoks. Już zawsze w głowię będę miała to jedno zdjęcie, które wszystkim pokazywałam. Na zawsze chcę mieć inne rzeczy, których trochę się boję, bo obijają się o okrągłe rocznice, choć ta przeleciała niezauważenie. Nie pomyśl sobie nic złego, nie chcę żeby to była rekompensata, myślałam o tym już w lecie. A lato bywało chłodne. Świst burzowego wiatru był bardziej niepokojący niż zbyt szybko zjawiająca się listopadowa noc. Chociaż nie, nie noc. Ta ciągle przychodziła w tych samych godzinach. Słońce szybciej się od nas odwracało czule wpuszczając ciemność w nasze ramiona.
To był naprawdę ciepły listopad. Dał mi odpoczynek od samej siebie i nie pozwolił rozpamiętywać tego, co złe. Uświadomił, że od tych kilku lat nie traktowałam go z należytym szacunkiem, a próbowałam wcisnąć pod szafkę pełną groszku. Pokazał jaki piękny potrafi być, stroił się w piórka, zarzucał włosy, żebym zwróciła uwagę na jego piękne kształty i kolory. Przypomniał, że nie składa się tylko ze złych rocznic, ale też z tych dobrych. I chociaż zawsze będziesz moim listopadem to przecież nie jesteś tylko nim. A on nie jest tylko Tobą.
To był wyjątkowo ciepły listopad.
Early birds flying oh so high
Standing trees - brothers in arms
Dying hope in this town of strangers
Carbon streets on a rainy day
Carpets of leaves under my feet
The dawn is coming to my town of strangers
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz