Długo zastanawiałam się czy w ogóle pisać cokolwiek o minionym roku. Nie było weny, ani spokoju, którego potrzebuję do pisania. Mimo, że moje życie właściwie wygląda tak samo i niektóre rzeczy już się tu pojawiły, postanowiłam jakoś to zebrać do kupy.
2013:
- straty w ludziach: znajoma ze studiów, która zginęła w dziwnych okolicznościach - dziewczyna, którą lubiłam najbardziej z całej grupy; kilka dni później - ośmioletnia dziewczynka z zespołem Downa, której nigdy nie widziałam, ale słyszałam o niej mnóstwo, więc nie obyło się bez łez; w przeciągu paru tygodni - koleżanka poznana jeszcze w podstawówce, która gdzieś była, ale mało zauważana przeze mnie, by pod sam koniec szkoły zaprzyjaźnić się bez wzajemnej sympatii, a już w gimnazjum nasze drogi całkowicie się rozeszły i stała się dla mnie najbardziej irytującą osobą ever, brak kontaktu przez długi czas i okazuje się, że jest śmiertelnie chora, po szkole średniej wpadamy na siebie przypadkiem gdzieś na imprezie i szybko dostrzegam, że się zmieniła w stosunku do innych ludzi, już mnie nie irytuje, spotykamy się co jakiś czas, wyprowadzam się ze stancji i kontakt znów się urywa, po jakimś czasie dowiaduję się, że znów jest w szpitalu - nie wiem, w którym, parę razy przelatuje myśl, aby ją odwiedzić i wtedy pada informacja, że jest w śpiączce, a potem, że zmarła (klik)
- "ranni": córka kuzynki, którą odwiedzałam w szpitalu tyle razy w tym roku, że się chyba nie do liczę, a w grudniu przez 3 dni świętowała swoje urodziny; kuzynka, która wylądowała na pogotowiu przez nerwy i stres; wujek, który przez 5 tygodni był w szpitalu i wyszedł dopiero w wigilię, a co za tym idzie babcia zestresowana, która nic nie chciała jeść; przed samym Sylwestrem jeszcze brat wywinął się śmierci i to ledwo co, więc mama sama ledwo wysiedziała w szpitalu, blada, roztrzęsiona i doszła do siebie dopiero po paru dniach
- inne straty: gdzieś na początku roku zniknęła jedna znajoma, niezauważenie bezboleśnie; najbardziej szokującym i do czasu bolesnym "rozstaniem" była akcja z lezbą; godziny ciszy między mną, a osobami, z którymi kiedyś mogłam rozmawiać o wszystkim, wymuszone życzenia jakby wszystko było w porządku; cała sytuacja ze studiami
- osiągnięcia: prawo jazdy jako najlepszy prezent urodzinowy; odcięcie się od pewnych ludzi, bo te wszystkie straty w większości wyszły mi na dobre; aktywność, bo przerwane ćwiczenia zastąpiłam nauką pływania (coś tam wychodziło, więc dla mnie to duże osiągnięcie po tylu latach prób), a potem codziennym rowerem i/lub spacerem; znaczne ograniczenie alkoholu, a potem także papierosów; przeczytanie książek i obejrzenie filmów, do których się zabierałam nawet parę lat (do niektórych chyba musiałam dojrzeć)
- przyjaźnie: w tych smutnych okolicznościach śmierci koleżanki, do Polski przyleciała moja przyjaciółka, z którą było "jak kiedyś", bo po jej poprzedniej wizycie czułam się jak z obcą osobą, więc taka odmiana była cudowna, zwłaszcza krótko przed egzaminem; dobra koleżanka, która w grudniu wysłała najwspanialszą kartkę urodzinową razem ze świąteczną, mimo, że widziałyśmy się raz w życiu
2014 przywitałam w domu, mimo, że mogłam być w innych miejscach. Wolałam być z rodzicami i bratem, bo przez chwilę wszystko było tak jak powinno. Życzę sobie wielu rzeczy, ale nie będę o nich pisać, o postanowieniach (mam jakieś?) też nie.
Hi 2014, be good.
Zasmuciło mnie Twoje podsumowanie 2013 roku..jakoś więcej w nim strat niż zysków :( u nas ten 2013 rok wyglądał trochę lepiej...na szczęście nikt nie zmarł..
OdpowiedzUsuńZaczęłam pisać od tych smutnych rzeczy, potem gdzieś mnie wena opuściła... Na szczęście było dosyć sporo przyjemnych chwil :) Ale strat chyba faktycznie więcej ;/
UsuńWiadomo, że mimo trudności i odległości związanej z delegacją, 2013 będzie dla Was przede wszystkim TYM rokiem, w którym wzięliście ślub :)
Świetny post ! :) Gratuluję prawa jazdy ! :D
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie http://makemorediy.blogspot.com/ :)
Może poobserwujemy ? ;)