sobota, 27 kwietnia 2013

zafascynowana

 Pisanie jest najlepszym sposobem, żeby wszystko zostało.
 Śmierć znów do mnie zawitała. Przyszła trochę bliżej niż ostatnio, jej oczy się śmiały. Ściągnęła kapelusz i ukłoniła się elegancko. Była piękna. Tajemnicza, pociągająca. Jestem zachwycona kruchością życia, a jednak to nie wystarcza, abym zaczęła mocno żyć. Wciąż na pograniczu snu i marzeń.
 Śmieszne, straszne i zupełnie nie na miejscu czuć zazdrość w takim momencie. Ostatnio dużo o Niej myślałam. Strasznie chciałam ją odwiedzić, zobaczyć, żeby (może) czuła, że wciąż ma znajomych, którzy tęsknią i się martwią, mimo różnych początków. Czy intuicyjnie i zupełnie nieświadomie czułam, że to miało być pożegnanie? Zastanawiałam się jaka byłabym na jej miejscu, jeszcze jakiś czas temu, gdy czuła sie lepiej. Umiała wykorzystać to, co jej zostało. Tak myślę. I sądzę, że ja bym nie potrafiła. Może dlatego ciągle tu jestem? Bo nie potrafię żyć tak jak należy? Bo nie czuję, że życie to niesamowity dar? Chociaż zachwycam się każdym zachodem słońca i każdym płatkiem śniegu. Widzę piękno życia, ale nie swojego. A dzisiaj zazdrościłam jej doświadczenia śmierci. Teraz myślę, że może już nie żyła, może już jej tam nie było, a ciało stwarzało pozory życia. Myślałam o tym, jak to jest umierać. I zapragnęłam uzyskać odpowiedź. Gdyby ktoś mógł powiedzieć, co jest dalej. Jestem pewna, że coś jest. Tylko co? Przez całe życie gromadzimy tysiące różnych doświadczeń. Jednak wydaję mi się, że ostatnie jakiego możemy doznać musi być niezwykłe i  być może najpiękniejsze. Nikt nam nie powie, czego możemy się spodziewać, co będziemy czuć. Dlatego to jest takie ekscytujące. Myślę, że czuje się wtedy ulgę. Ciężar ciała przestaje istnieć i jesteśmy tylko my. Bez bagażu życiowego, bez wyrzutów sumienia. My, piękni, czyści. Jak po przyjściu na świat. Maźnięci życiem, ale nie ubrudzeni.
 Nie czuję strachu przed śmiercią i nie rozumiem czego inni się boją. Wierzę, że po śmierci będziemy wolni od trosk. Życie tu się skończy, więc już na pewno nie będziemy się o nie martwili. Katolicy powinni się cieszyć, że ktoś bliski trafia w lepsze miejsce, a mam wrażenie, że to oni boją się najbardziej tego, co jest dalej. Piekła? Dlaczego wmawia się ludziom, że ktoś będzie ich osądzał? Jeśli są dobrymi ludźmi, jeśli szanują innych, są życzliwi i pomocni to czują się dobrze żyjąc i chyba nie powinni się martwić o swój "wieczny żywot", bo nie chodzili co niedzielę do kościoła. To oczywiście jest ironiczne, ale jeśli żyję w zgodzie ze sobą i swoimi przekonaniami to czemu muszę się bać, że trafię do piekła tylko dlatego, że np. jestem gejem? Chciałabym, żeby ludzie wierzyli, że śmierć to dobre doświadczenie. Ja wierzę, że takie jest.

 Ktoś może powiedzieć, że to egoistyczne podejście, bo przecież bliscy będą cierpieć. A czy uśmierzę ich ból, gdy będę bała się śmierci?

2 komentarze:

  1. Mnie przeraża kruchość życia, śmierć. Nie potrafię sobie wyobrazić tego i tego że ktoś z bliskich mógłby mnie opuścić. To mnie paraliżuje. Przytłacza.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Utrata kogoś bliskiego to straszna rzecz. Ja np. nie wyobrażam sobie śmierci mojej mamy, a to przecież powinno być takie naturalne. Swojej śmierci się nie boję.

      Usuń