środa, 14 kwietnia 2021

Pomalowałam paznokcie

 Nie robiłam tego długo. Na tyle długo, że lakiery, które miałam, nadawały się tylko do wyrzucenia. Ale pomalowałam paznokcie i nie jest mi dziwnie. Jest mi dobrze. Tak dobrze jak było kiedyś. Jak dobrze było z makijażem i biżuterią. Jak było mi przed związkiem, te parę lat temu. Dłonie wydają się moje. Twarz, choć ma więcej zmarszczek, wydaje się moja. Może kupuję za dużo, ale chyba po to, żeby poczuć się sobą.

Czy faktycznie, na dwa tygodnie przed urodzinami, robię wszystko żeby je odczarować? Żeby poczuć się jak PRZED. Na nowo, jak w tamtej piosence. Nie jak w tej. 



Bo jeszcze tak jest. Jak w tej piosence. Czasami próbuję się temu wyrwać, chodząc do psychiatry, umawiając się na terapię. Czasem myślę, że to nie ma sensu, nic się nie zmieni. Ale ja się zmieniam. Może nie zmieniam, może właśnie wracam do siebie. Choroba, terapia, to jedno. Ale może trzeba było mi aż dwóch lat, żeby przetrawić pewne rzeczy. Może to te okrągłe, symboliczne urodziny. Symboliczne, jak moje paznokcie.

Muzyka, do której wracam. Której słuchałam 10 lat temu. Nawet noszę ten sam sweter. Chcę być jak inni ludzie. Normalna. Mieć pomalowane paznokcie i za dużo pierścionków. Może to krok do odzyskania siebie, więc zamykam oczy patrząc na stan konta. Lakier kosztował, kolczyki kosztowały. Niedużo przecież. Cena nieważna, jeśli gra toczy się o powrót do siebie. Może to tylko złudzenia. A może działa jak obcinanie włosów? Myślałam przecież o tym. Ściąć włosy, zmienić fryzurę. Wybrałam terapię. Mądrze? Pewnie tak.

Pomalowałam paznokcie. Kręcę włosy i wpinam w nie spinki. Zakładam kolczyki i maluję oczy.

A na urodziny, życzę sobie śpiewać tamten urodzinowy kawałek i czuć go całą sobą. Mówię to głośno, może Chłopiec chce posłuchać jak śpiewam.

Pytałaś w liście o życzenie. Oto jest.

poniedziałek, 5 kwietnia 2021

Nie wchodź mi do łóżka

 Żartujesz, jak zawsze. Zwijasz się w kłębek i kładziesz na moim łóżku. Leżysz w stopach, na stopach właściwie. Czemu zawsze musisz tak blisko. Stanąć obok, dotknąć palcem pleców. Leżeć na stopach nawet tylko przez kilka sekund. Wspominać, że leżysz jak twój kolega, który nie  rozumiał, co znaczy "wypierdalaj do domu". Przecież było śmiesznie. To nieszkodliwy chłopak, zabawny. Powiedział, że nie idzie i chuj, będzie spał tutaj, w moich nogach. Zabawne. Tylko ja leżałam w swoim łóżku, czując się jak intruz, nie wiedząc co właściwie mogę zrobić w tej sytuacji. Dosłownie wykopałam go z łóżka. W momencie, gdy z niego spadł, ogarnęły mnie wyrzuty sumienia. A wszyscy dalej się śmiali. On też się śmiał. Śmiali się na drugi dzień i pół roku później. A Ty śmiejesz się także teraz. Zabawne, naprawdę.


Patrzę na nowe drzwi od starej łazienki. Duża szyba, mleczna, ale widać jak ktoś siada na kibel, wstaje z niego. Z przerażeniem, ale i ulgą myślę, że bardzo łatwo byłoby mnie podglądać. A jakbym zakryła drzwi ręcznikiem, to znów byłaby moja wina. I to ze mną byłoby coś nie tak. Cóż, w końcu jest. Czy było wtedy? Czy to trochę bardziej dzięki tobie?


***


Dlaczego nie jesz ciasta? Mięsa też nie? To co ty jesz?! A, dobrze, że chociaż ryby. A tak właściwie też nie lubię nabiału i żyję, chyba masz to po mnie. A pracę masz?

O kawalera nawet nie pytają. Chyba wiedzą, że nie ma sensu.