czwartek, 29 sierpnia 2019

Nothing is fine

Codziennie udaję, że jest dobrze, albo trochę lepiej. Najbardziej udaję przed sobą. Skupiam się na bólu zatok, brzucha, na kolejnych badaniach krwi, kolejnych lekach i skierowaniach do specjalistów. Chowam się za piosenkami, zdjęciami ze śmiesznym makijażem, za brakiem lub górami jedzenia, za przygotowaniami do wyjazdu. Za spontanicznym zakupem niezbędnych rzeczy, bo przecież robię coś pożytecznego, wydam pieniądze to będę mieć motywację, żeby dociągnąć do poniedziałku. Chodzę spać o 21, żeby nie pojawiały się głupie myśli. Ale i tak z nimi walczę. Siadam na łóżku, zapalam światło. Gaszę, kładę się z powrotem. Myślę co na siebie założyć, żeby czasem nie kazali mi się rozebrać. To trochę pomaga, potencjalny wstyd przed tym, co wszyscy mogliby zobaczyć. Później myślę, że niezależnie od wszystkiego nie mogłabym się rozebrać. W półśnie widzę jak każą mi się rozebrać na środku lotniska, a ja padam na kolana i płaczę, płaczę, płaczę. Czy to powstrzymuje mnie na długo? Nie.

A może właśnie tak. Może te klika dni, z perspektywy czasu to dużo. W chuj dużo.

A potem przebłysk - co sobie myślałaś? Że uciekniesz sama przed sobą?

Rozmawiasz o potencjalnej ciąży i o tym, co byś wtedy zrobiła. Ot, taka fajna wymówka, aż żałujesz, że morfologia krwi niczego nie wykazała. Mimo, że to zabiłoby kogoś innego. Przekazujesz więc dobrą nowinę. I rozmawiasz dalej o aborcji. Nie wspominasz tym razem o samobójstwie. To nie ta osoba, nie to miejsce.



Brakuje jakiejś symetrii, co? Brzydko. Trzeba poprawić.
A tak chciałaś założyć jeszcze krótkie spodenki w tym roku.

Just die.

niedziela, 25 sierpnia 2019

Czy wszystkie fobie są jednakowe?

Jestem jedną z Was. Takim samym człowiekiem jak reszta. Może jestem Waszą siostrą, przyjaciółką, kochanką. Może nigdy się nie spotkamy, a może codziennie mijamy się na ulicy. Niczym się nie wyróżniam, prawda? Może dlatego, że w mieście czuję się w miarę bezpiecznie. Nie muszę walczyć ze swoją fobią. Bo tak, mam fobię. A dokładniej, alektorofobię.

Ile znacie takich ludzi? Bo ja niewiele. Widocznie jest ich, nas, na tyle dużo żeby fobia przed kurami miała nazwę. Bo właśnie tego dotyczy ta fobia. I sprecyzujmy, nie chodzi o pieczonego kurczaka, tylko żywą, chodząca kurę ze świdrującymi oczkami i dziobem. Brr! W mieście ciężko taką spotkać. Na szczęście.
Zastanawiacie się pewnie co robię jak już ten ptak stanie na mojej drodze. Cóż. Uciekam. Staram się znaleźć najdalej jak to możliwe. Ale żeby mieć ją na oku, jakby chciała mnie zaatakować. Wiem, wiem. To brzmi absurdalnie, ale tak to już jest z fobiami. Nie są do końca logiczne. I zauważcie – obserwuję coś, czego się boję i się odsuwam. Nie atakuję, nie rzucam kamieniami. Jestem zbyt przerażona żeby w tym momencie czuć nienawiść. Strach, owszem, niepokój, panikę.

Nie hejtuję kur. Nie cieszę się z losu tych hodowanych tylko na ubój, żyjących w ciasnych klatkach. Hahaha, niedobre kury, macie za swoje! Weird, right? Right. Więc czemu inni myślą, że mogą tak się zachowywać? Oczywiście, żeby nie było, każdy jest inny, każdy ma prawo odczuwać swoje fobie po swojemu. Ale czy naprawdę lęk przed czymś/kimś może być na tyle silny żeby prowadził do nienawiści?


Drogi homofobie, powiedz proszę, czego tak bardzo się boisz, że aż nienawidzisz.

czwartek, 15 sierpnia 2019

Baśń o prawdziwej miłości

Wiem, że gdy słyszycie „prawdziwa miłość” zamiast oczu macie serduszka, przyśpiesza Wam tętno i wyobrażacie sobie swój idealny związek. Mimo, że coś takiego nie istnieje, nie oszukujmy się. Prawdopodobnie kolejny raz Was rozczaruję. Pisząc „prawdziwa miłość” mam na myśli tę codzienną, nieidealną, czasami nieszczęśliwą i toksyczną. Bo mimo to, że to jest baśń, mało które miłości są baśniowe.


W prozie codzienności Sowy i Strzelca wkradało się coraz więcej różnic, których oboje uparcie nie chcieli dostrzegać. Przeprowadzili się do większego mieszkania, z dala od Czarownicy. Strzelec był bardzo zadowolony z tego powodu, bo nie podobała mu się ta przyjaźń. Tak jak Czarownicy nie podobał się związek Sowy i Strzelca. Sowa długo była rozdarta pomiędzy nimi. Mimo, że Czarownica usunęła się w cień, Sowa ciągle miała wyrzuty sumienia. Smutek, ale i ulgę poczuła dopiero, gdy Czarownica wraz z Mężem przenieśli się na Prawdziwą Wyspę.
Na swój sposób była szczęśliwa ze Strzelcem. Brakowało jej tylko namiętności i romantyzmu, więc w takich chwilach, znów myślała o Czarnym Wilku. Nikomu nie przyznawała się do tych myśli, bo wpędzały ją w poczucie winy. Wspomnienia przestały ją nawiedzać, gdy w jej życiu pojawiły się kolejne problemy, a Strzelec wspierał ją jak umiał. Nawet Czarownica napisała wzruszający list i Sowa zrozumiała, że zawsze może na nią liczyć.


Mimo, że to bajka o miłości, nie ma dobrego zakończenia (chociaż jeszcze się do niego nie zbliżamy). Strzelec wykorzystał chwile słabości Sowy, żeby zrealizować swój cel. Wszystko pod przykrywką troski i czułości. Sowa podjęła pewne decyzje, choć nadal się wahała. Po krótkiej chorobie wsparcie Strzelca i jego rodziny przekonało ją do powiedzenia „tak”, mimo że nie były to oświadczyny. Wierzyła, że wszystko co robi Strzelec, robi to z miłości. Żebyśmy się zrozumieli, nie kwestionuję jego uczucia do naszej bohaterki, bo na pewno było silne i prawdziwe. Ale gdzieś w jego sercu mieszkał Sinobrody… To właśnie przez niego Sowa przestała dbać o swój las, a skupiła się na pielęgnowaniu drzew Strzelca. To przez niego zamieszkała w Domu z Ogródkiem, który okazał się wysoką wieżą. Sinobrody zamknął ją w klatce, wmawiając jej, że uwiją tam sobie przytulne gniazdko i że tego właśnie chce. Złudne poczucie wolności stało się więzieniem.


Związane skrzydła Sowy zaczynały krwawić. Strzelec niczego nie zauważał. Irytowały go tylko ciągłe rozmowy Sowy z Czarownicą. Bo pomimo odległości, ich przyjaźń nabrała mocy. W poczuciu beznadziejności nasza bohaterka coraz częściej myślała o Czarnym Wilku. Było to dla niej na tyle uciążliwe, że postanowiła się do niego odezwać.

 Pewnie zastanawiacie się jak się potoczyły ich dalsze losy. Czy dawne uczucie odżyło? I co na to wszystko Strzelec? Jak wiecie, odpowiedzi na te pytania zna tylko Autor, a jego plany są nieznane i często niespodziewane.