środa, 31 lipca 2013

lezba kupiła auto

Przełom. Nie, nie kupienie auta (chociaż trochę też), ale wszystko co wydarzyło się PRZED. Krótko mówiąc wychodzi na to, że faktycznie z rodziną najlepiej na zdjęciu, o.
Parę wyjaśnień:
-tytułowa lezba to osoba z rodziny tak bliskiej, że najbliższej
-lezba nie jest osobą homoseksualną
-to osoba, która wypytuje i radzi, więc daje złudne uczucie szczerości i troski
-w gruncie rzeczy lezba jest dwulicową suką
-pisownia celowo małą literą z pogardy dla tej osoby
-lezba jest stara i głupia (10 lat starsza ode mnie, mentalnie jakoś 10 mniej)

Sobota, 6 lipca - "początek"
A. robiła urodzinowego grilla. Standardowa ekipa, prawie sama rodzina, więc oczywiście była też lezba. Coś jej się od początku nie podobało, trzymała się z boku, ale to akurat nic nowego. Najeżdżała na A. i M., bo ponoć parę dni wcześniej były dla niej niemile i w ogóle, w ogóle biedna lezba. Jak zawsze. Grill koło domu lezby, więc zaczęła się spinać, że ojej, no ta muzyka to stanowczo za głośno, no weźcie ściszcie, bo policja przyjedzie, no patrz jak na złość robią, specjalnie robią głośniej żeby mnie zdenerwować, policja zaraz przyjedzie, a ja problemów nie chcę mieć, oj już telefony się urywają, że za głośno, no ściszcie, przecież mówię, zobacz jakie miny stroi, gnida jedna, specjalnie to robi, myśli, że nie widzę, a ja widzę te jej durne miny, wszystko widzę, na złość robi franca, nie będę tu siedzieć, nie chcę mieć problemów, idę do domu, serio, idę, do, domu, nara, idę do domu, nara. Poszła i ku jej zaskoczeniu nikt nie poszedł za nią i nikt nie prosił żeby została. Chciała to poszła. Proste. A impreza trwała do rana i było świetnie. Cóż, jej strata.

Niedziala, 7 lipca - "bum"
Z M. obiecałyśmy lezbie, że pojedziemy z nią do jej siostrzenicy, do szpitala. Nie mogłam spać i nie dlatego, że za dużo wypiłam, ale dlatego, że miałam koszmary. Jakie? O lezbie. Że się obrazi, że zostałam i było głośno, że to pewnie będzie też moja wina itd. Z M. całą drogę zastanawiałyśmy się jak to będzie. Ale to akurat było łatwe do przewidzenia - foch z przytupem i melodyjką to za mało powiedziane. Przyszłyśmy, cześć, cześć, cisza. Chcecie coś do picia, nie dzięki, cisza. Jak tam, dobrze, cisza. Chodźcie tam, zjem, smacznego, dzięki, cisza. Przyjechał nasz kierowca. Lezba poszła po rzeczy w tym momencie M. zobaczyła przez okno A., u której w aucie zostawiła torebkę ostatniej nocy, więc poszła do niej. Lezba mając otwarte okno usłyszała:
-Noo i jak tam?
-A weź, afera jak chuj. Lezba wkurwiona.
-Hahaha a ja mam ją w dupie.
Pierdolnięcie drzwiami, że o mało nie wyleciały z futryny, wpada do pokoju, pierdolnięcie numer dwa, pierdolona gówniara tym jęzorem kłapie, myśli że nie słyszę, a ja okno mam otwarte i wszystko słyszę, może jestem ślepa ale nie głucha, pierdolona gówniara, kurwa! Pierdolnięcie numer trzy. Wchodzi M. (czy jak kto woli 'pierdolona gówniara') i mówi, że nigdzie nie jedzie. Pierdolnięcie numer cztery, kurwa, nie jadę nigdzie, nie będę się gówniarą użerać. Numer pięć. W końcu jedziemy wszyscy. Strach się odezwać, chociaż ogarnia mnie głupawka, M. również zaczyna chichotać, ale tak żeby lezba nie słyszała. Szpital. Cześć, cześć, skoczcie do biedry po jakieś zakupy i kupcie lody dobra, dobra, idziesz ze mną? No idę, bo co. Wyjścia nie mam, jeśli nie chcę pogarszać sytuacji. Idziemy. Gówniara pierdolona, myślała, że nie słyszę, myślała, że do sklepu już poszłam wiesz, a ja w pokoju, okno otwarte i wszyyyystko słyszałam, wszystko, naprawdę, gówniara tylko kłapać tym jęzorem potrafi, a co A. nie zaprosiła cię nad jeziorko, nie, oj szkoda, może kiedyś skoczymy na jakiś weekend, weźmiemy N. i będzie fajnie, co ty na to, tak, to super, no super, super, ale mi ciśnienie podniosła, wiesz, menda jedna, a wczoraj te ich miny, na złość mi robiły wiesz, france jedne, myślą, że się przejmować będę, a ja mam je gdzieś, te gówniary pierdolone, wiesz. Mhm, wiem. No bo co.
Wieczorem:
Lezba pyta czy się spotkamy na wino. No tak lecę, jasne, nie chcę mi się, bo wiem czego będę musiała słuchać. Ale idę, bo nie chcę żeby było jeszcze gorzej. Mile się zaskakuje ilością marudzenia (bo oczywiście nie mogło się obyć bez). Wino jedno drugie i rozplątuje mi się język. Proponuję, żeby pogadała z M., bo przecież nie powiedziała nic złego, powiedziała prawdę, że lezba była wkurwiona (bo byłaś, no tak byłam) i idę do domu.

Poniedziałek, 8 lipca - "wszystko będzie dobrze"
Lezba przeprosiła M., więc wszystko wydawało się być na swoim miejscu. Poza sprawą z A. I poza tym, że wyszła jedna rzecz, która zaczęła wszystko jeszcze bardziej niż grill.

Wtorek, 9 lipca - "spowiedź"
M. jechała na rozmowę o pracę, po drodze pożyczyła 10zł od lezby i obiecała, że odda wieczorem. Po rozmowie pojechałyśmy nad jezioro z A. Wszedł temat lezby, opowiadałyśmy o niedzieli i mojej poniedziałkowiej sprawie (a raczej tej, która dopiero w poniedziałek wyszła). Tak, obgadywałyśmy ją, bo miałyśmy dość jej zachowania.
Wieczorem:
piwo tak żeby lezba nie widziała. M. stwierdziła, że odda dychę na weekend, po tym jak dowiedziała się jakie rzeczy lezba gadała na nią mi i A., która się dowiedziała co lezba mówią na nią mi i M., no i ja też się dowiedziałam. Lezba jednak nas widziała i wysłała mi smsa: nie ukrywam ale jest mi przykro. Bo poszłam z M. i A. Straszne.

Później rzeczy po prostu się działy. Coraz więcej jej przekrętów wychodziła na jaw i każda z nas nabrała do niej dystansu. Mimo to, przychodziłam do niej (rzadziej niż kiedyś) i spotykałam się z dziewczynami również. Chociaż nie powinnam, bo skoro ona z nimi nie rozmawia to ja też nie powinnam. W dzień moich imienin wysłała mi smsa z życzeniami, ale nie przyszła, mimo, że zawsze powtarza, że ona nikomu zaproszeń wysyłać nie będzie (biedna chyba zapomniała i sama czekała na zaproszenie). W dzień imienin jej matki była cisza, każdy patrzył z byka na mnie i na M., to jasne, jesteśmy najgorsze, bo widujemy się z A. Dzień później lezba kupiła auto. No nawet się ucieszyłam, bo fajnie, nie jestem suką, chodziłam do niej, brałam na dystans to co mówi, ale staram się ze wszystkimi żyć w zgodzie. Chciała je przetestować, więc umówiłyśmy się na przejażdżkę.

Niedziela, 28 lipca - "och"
W okolicach godziny siedemnastej napisałam lezbie smsa, o której ta przejażdżka. Dwa razy sprawdzałam czy na pewno wysłałam wiadomość, bo dwie godziny czekałam na odpowiedź. No nic, nie będę siedzieć i czekać, bo się nie doczekam, nie to nie. M. napisała, wyszłyśmy. I co? Lezby samochód stał pod domem jej koleżanki. Początkowo chciałam usprawiedliwić ją, że może nie ma przy sobie telefonu, chociaż sama w to nie wierzyłam. Specjalnie przeszłyśmy tamtędy, siedziały na schodach, cześć, cześć, głupie uśmieszki. Usiadłyśmy na ławkę, a ja napisałam jej słowo w  słowo takie samego smsa jak ona mi kiedyś 'nie ukrywam, ale jest mi przykro'. Po 10 minutach dzwoni, jedziesz ze mną, ale ja jestem z M., to weź ją też, dawaj, za 5 albo 10 minut podjadę. No kurczę, czy ten sms aż tak na nią zadziałał? Nie. W międzyczasie zajechała do mojej mamy i od wejścia, no gdzie ona jest, ja przyjeżdżam a ta co, z M. się prowadza, no ładnie, ładnie, olewa mnie. Mama nie wytrzymała i powiedziała co myśli. Udała, że nie słyszy i wyszła, ale zaraz po tym zadzwoniła. Och, jaki zaszczyt. Oczywiście udawała, że wszystko jest ok. Ja nie. Dystans na wyższym poziomie.

Poniedziałek i wtorek spędziłam z M. i A., więc dobry powód aby się obrazić. Cóż. I don't care. Dzisiaj na zaproszenie mojego taty odpowiedziała, że no wiesz dzięki ale za wysokie progi jak dla mnie. Ciśnienie mi się podniosło, więc napisałam o co jej znowu chodzi. Ale jak ja mogłam nie wiedzieć? "Zastanów się jak mnie traktujesz od miesiąca prawie." Biedna lezba. Biedna zawsze pokrzywdzona lezba kurwajegomać. Jak ja mogę ją TAK traktować? Tyle złego, obożeboże. Cóż, czekamy na ciąg dalszy, bo jestem pewna, że nastąpi.

----------------------------------------------------------------------------------------------
Powyższa historia, niestety, nie jest zmyślonym opowiadaniem. A szkoda.