sobota, 4 stycznia 2020

2020

Odsuwam się, wymykam spod ramienia, ślizgam między oddechami. Zaciskam oczy by nie słyszeć. Mówię, by nie widzieć. Pełzanie zupełnie nie podobne.

Whatever tomorrow brings
I'll be there with open arms and open eyes

Nikt nie zawinił. Zdarzenia uderzają we mnie. Otwieram serce by chłonęło obrazy. Przerażająca pustka i cisza. Pieczenie w klatce piersiowej. Nie wiedziałam, że można aż tak. Czarno-biały film na żywo. Popiół i śnieg. Białe liski z ukrytymi ogonami i czarne kruki odprowadzające w pustkę, kracząc akurat, gdy

Jak się poznałyście?

Kra, kra. Takie to proste. Bezsensowne pytania, gdy zna się odpowiedź. Ludzie, którzy najpiękniejsze miejsce czynią obrzydliwym. Obwiniam swoje demony. Pustka zamiast wyrzutów sumienia. Wyrzuty sumienia zamiast miłości.

Nawet ci się udało.

Przypierdalam się sama w sobie. Przygryzam wargę przez sen. Przed kolejnym myślę, że kocham. Ulatnia się szybko, zatrzymuję się w pół drogi. Nie pamiętam jak się przytula. To nic, jest tyle czasu.

Whatever tomorrow brings
I'll be there with open arms and open eyes

Spojrzenia, które rozpracowują każde słowo. Boję się ruszyć, by znów nie nasrać. Przypomnijmy sobie jak to było. Śmiejemy się. Wciskam oczy do środka. Wywracam na wierzch, bo co z tego, że nie zorza jak w kurwę (hehe) lepiej. Najadam się, połykam łapczywie. Bez zrozumienia biorę garściami na zapas. Biorę na nieprzespaną noc i świeży cylinder zaraz po niej.

Mam marzenie. 
Mam miejsce.

Moje miejsce jest daleko. Mogę tu leżeć pomiędzy wyrzutami sumienia, z dala od ludzkiego dotyku. Brakuje go coraz mniej.

Brzydko.

To ja.