niedziela, 26 stycznia 2014

+18

Będzie o seksie.
(jeśli znasz mnie osobiście - lepiej nie czytaj)

Miałam w głowie ładnie ułożony wstęp i jak zwykle, gdy siadam do pisania, nadeszła wielka pustka.
(czytasz, prawda? nic dziwnego, skoro jesteś moim znajomym, też bym czytała, piona!)
Zastanawiałam się nad tym, jak z upływem lat zmieniają się preferencje seksualne i czy doświadczając bólu zmieszanego z przyjemnością można wrócić do czerpania radości ze "zwyczajnego" seksu...
Zawsze lubiłam się dużo śmiać, to było dla mnie coś oczywistego. Gdy dwoje ludzi jest ze sobą tak blisko, jest między nimi jakaś więź, więc jak się tu nie śmiać, gdy powietrze wydobywa się z dziwnych miejsc w najmniej oczekiwanym momencie? No nie da się! I dobrze. Namiętność namiętnością, ale ciężko się powstrzymać, zwłaszcza, że wydzielają się endorfiny. Seks = zabawa.
(już możesz przestać)
Gdy się emocjonalnie uwolniłam i zostałam dumną singielką, moje libido także się uwolniło... Dziecko naoglądało się tych komedii romantycznych, w których najpierw seks, a potem wielkie big love i zachciało mi się takiej seks znajomości. Gdy rozmawiałam o tym z koleżanką, powtarzałam jej, że chcę żeby było dużo śmiechu, żeby czuć się swobodnie, a nie zastanawiać się czy w tej pozycji wyglądam grubo, czy mu dobrze, czy widzi mój celulit i go to obrzydza, czy uważa, że jestem ładna, a może tylko myśli, że jestem łatwa i wykorzystuje okazje jak większość facetów? Na moje szczęście nie było żadnego big love. Ani żadnego seksu. Do czasu...
(serio, już wiesz wystarczająco dużo)
Gdy już nadszedł ten moment nie było idealnie. Ciężko żeby tak od razu było. Łokcie w nieodpowiednich miejscach i gdy zaczynam się śmiać on milczy... No dobra, to przepraszam, bo może go zabolało czy coś. Milczy. No skąd mam wiedzieć czy mu się podoba, czego teraz oczekuje jak mi tego nie mówi?! Patrzy przenikliwym spojrzeniem. Dalej nic nie wiem. No trudno, może był zestresowany i następnym razem się pośmiejemy. Albo przynajmniej porozmawiamy. Przecież nie wiem co lubi, on nie wie co ja lubię. A tak nagle, w trakcie mam mu powiedzieć, że mi się nie podoba? Facetom się nie mówi takich rzeczy. Zwłaszcza tym, którzy się nie śmieją podczas seksu.
(będzie więcej pikantnych szczegółów, przecież wiemy, że cię to nie interesuje)
Byłam dziewczynką, która uważała się za kobietę, a tak naprawdę sama nie wiedziałam czego chce. Myślałam, że wiem, ale trzeba było mi to pokazać, żebym zrozumiała. I jakimś cudem od śmiania się doszłam do ciągnięcia za włosy i podduszania. Marzyłam żeby dostać w twarz. Łzy spływały po moich policzkach i nie było w nich odrobiny smutku, ani bólu. Nie było w nich też radości. Na mój ówczesny stan psychiczny to była najlepsza opcja. Nie miałam ochoty się śmiać, nawet podczas seksu. Zresztą, można się śmiać, gdy jest się całkowicie zniewoloną? To się wydaje takie nie na miejscu. Zapomniałam co znaczy zabawa. Był ból i uległość. I było przyjemnie.
(ostrzegałam)
A teraz... Jak wrócić do tej radości? Nie wiem czy umiem się śmiać z dziwnych dźwięków czy niezgrania ciał. Zostałam przesiąknięta tym przenikającym spojrzeniem pełnym władzy? Może wystarczy odkopać z głębi siebie, tamtą dziewczynę, dla której śmiech był czymś naturalnym? Może to wszystko jest przywilejem tylko seksu z miłości?


Jeśli kogoś coś uraziło, zbulwersowało lub rozczarowało to przepraszam :)

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Goodbye 2013, hello 2014

Spóźnione podsumowanie starego roku i przywitanie nowego.

Długo zastanawiałam się czy w ogóle pisać cokolwiek o minionym roku. Nie było weny, ani spokoju, którego potrzebuję do pisania. Mimo, że moje życie właściwie wygląda tak samo i niektóre rzeczy już się tu pojawiły, postanowiłam jakoś to zebrać do kupy.

2013:
  • straty w ludziach: znajoma ze studiów, która zginęła w dziwnych okolicznościach - dziewczyna, którą lubiłam najbardziej z całej grupy; kilka dni później - ośmioletnia dziewczynka z zespołem Downa, której nigdy nie widziałam, ale słyszałam o niej mnóstwo, więc nie obyło się bez łez; w przeciągu paru tygodni - koleżanka poznana jeszcze w podstawówce, która gdzieś była, ale mało zauważana przeze mnie, by pod sam koniec szkoły zaprzyjaźnić się bez wzajemnej sympatii, a już w gimnazjum nasze drogi całkowicie się rozeszły i stała się dla mnie najbardziej irytującą osobą ever, brak kontaktu przez długi czas i okazuje się, że jest śmiertelnie chora, po szkole średniej wpadamy na siebie przypadkiem gdzieś na imprezie i szybko dostrzegam, że się zmieniła w stosunku do innych ludzi, już mnie nie irytuje, spotykamy się co jakiś czas, wyprowadzam się ze stancji i kontakt znów się urywa, po jakimś czasie dowiaduję się, że znów jest w szpitalu - nie wiem, w którym, parę razy przelatuje myśl, aby ją odwiedzić i wtedy pada informacja, że jest w śpiączce, a potem, że zmarła (klik)
  • "ranni": córka kuzynki, którą odwiedzałam w szpitalu tyle razy w tym roku, że się chyba nie do liczę, a w grudniu przez 3 dni świętowała swoje urodziny; kuzynka, która wylądowała na pogotowiu przez nerwy i stres; wujek, który przez 5 tygodni był w szpitalu i wyszedł dopiero w wigilię, a co za tym idzie babcia zestresowana, która nic nie chciała jeść; przed samym Sylwestrem jeszcze brat wywinął się śmierci i to ledwo co, więc mama sama ledwo wysiedziała w szpitalu, blada, roztrzęsiona i doszła do siebie dopiero po paru dniach
  • inne straty: gdzieś na początku roku zniknęła jedna znajoma, niezauważenie bezboleśnie; najbardziej szokującym i do czasu bolesnym "rozstaniem" była akcja z lezbą; godziny ciszy między mną, a osobami, z którymi kiedyś mogłam rozmawiać o wszystkim, wymuszone życzenia jakby wszystko było w porządku; cała sytuacja ze studiami
  • osiągnięcia: prawo jazdy jako najlepszy prezent urodzinowy; odcięcie się od pewnych ludzi, bo te wszystkie straty w większości wyszły mi na dobre; aktywność, bo przerwane ćwiczenia zastąpiłam nauką pływania (coś tam wychodziło, więc dla mnie to duże osiągnięcie po tylu latach prób), a potem codziennym rowerem i/lub spacerem; znaczne ograniczenie alkoholu, a potem także papierosów; przeczytanie książek i obejrzenie filmów, do których się zabierałam nawet parę lat (do niektórych chyba musiałam dojrzeć)
  • przyjaźnie: w tych smutnych okolicznościach śmierci koleżanki, do Polski przyleciała moja przyjaciółka, z którą było "jak kiedyś", bo po jej poprzedniej wizycie czułam się jak z obcą osobą, więc taka odmiana była cudowna, zwłaszcza krótko przed egzaminem; dobra koleżanka, która w grudniu wysłała najwspanialszą kartkę urodzinową razem ze świąteczną, mimo, że widziałyśmy się raz w życiu


2014 przywitałam w domu, mimo, że mogłam być w innych miejscach. Wolałam być z rodzicami i bratem, bo przez chwilę wszystko było tak jak powinno. Życzę sobie wielu rzeczy, ale nie będę o nich pisać, o postanowieniach (mam jakieś?) też nie.
Hi 2014, be good.