niedziela, 16 sierpnia 2015

Całkiem nowy rok!

Wszyscy, którzy widzieli film Lejdis, wiedzą, że bohaterki świętowały Sylwestra w sierpniu. Idąc tym śladem stwierdziliśmy A CZEMU NIE! W końcu kto nam zabroni witać nowy rok właśnie teraz? Czemu rok nie może trwać od sierpnia do sierpnia? Żeby było śmieszniej postanowiliśmy, że impreza będzie przebierana - za postacie filmowe. Od razu wiedziałam, że przebiorę się za... Helgę. Ale im bliżej imprezy, tym bardziej zdawałam sobie sprawę, że ciężko będzie skombinować helgową kieckę. No i kurde, skoro jestem do niej podobna to co to będzie za przebranie? Parę dni przed imprezą rozmyślałam nad zmianą koncepcji i wtedy Frida dostała olśnienia - przebierzemy cię za Carrie! Od razu zakochałam się w tym pomyśle i nie chciałam już nic innego. Oczywiście, nie zauważyłyśmy od razu takich problemów jak: skąd weźmiemy SZTUCZNĄ KREW, jak to coś wylejemy na moje włosy żeby ich nie zniszczyć i nie pofarbować na dłużej niż jeden dzień? Ale to było nieważne, chciałam być Carrie i koniec.
W piątek, czyli dzień przed Sylwestrem wyruszyłyśmy na zakupy. I wiecie co? Znów wygrałyśmy życie! Znalazłyśmy idealną sukienkę (trochę za dużą i w cholerę ciężką), znalazłyśmy przebranie dla Fridy, farby do ciała, nawet balony i zieloną perukę! Wszystkie panie w sklepach miały ubaw widząc nasze zakupy lub słysząc pytania o... krew. Zastanawiacie się jak rozwiązałyśmy ten problem? Tutaj wygrana tylko w połowie. Cały czas myśląc o włosach postanowiłyśmy użyć soku pomidorowego. Ale w międzyczasie Frida wymyśliła, że jakieś mi doczepimy i chlapniemy lakierem do paznokci. Znalazłyśmy opaski, które udają warkocze. Kupiłyśmy zwykłą plastikową opaskę. Wystarczyło rozwalić warkocze, przykleić sztuczne włosy no opaski i gotowe! I w tym momencie mogłyśmy zmienić koncepcję z sokiem pomidorowym... Uparłyśmy się na soki niepotrzebnie. Bo jeszcze myślałyśmy nad innymi, bo kurde, upał i sok pomidorowy...? Ale nie, bierzemy i koniec. Mamy już nauczkę, trudno.
W sobotę od rana ruszyły przygotowania. Chłopaki pojechali na strzelankę (widzicie to? widzicie? co robił mąż jeden z bohaterek Lejdis? udawał rzymianina i napieprzał mieczem w lesie przez trzy dni), bo to nie jest prawdziwy sylwester (widzicie to znowu? pieprzeni rzymianie, jakże bliski jest koniec waszego imperium!), a ja walczyłam z klejeniem włosów, podczas gdy Frida ściągała muzykę (której nie słuchaliśmy, bo była jebana burza!). Wkurzałam się na te włosy, na Rzymian i na parę innych rzeczy. Wszystko wskazywało na to, że będę prawdziwie wkurwioną Carrie. Ale niszczenie sukienki okazało się cholernie zabawne, więc nerw mi przeszedł. Wywiesiłam sukienkę na balkonie żeby szybciej wyschła. Fridzie zachciało się dorzucić koloru i zaczęła ją jeszcze mazać pastelami. Musiałyśmy powycierać miąższ, który został na sukience (a później i tak wszędzie gubiłam zasuszony sok, co wyglądało jak skórki od pomidorów). Przypomniało mi się, że przecież mam czerwoną farbę! Eureka! Mogłyśmy kupić jakąś farbę i od razu użyć jej zamiast pieprzonego soku, brawo my! Wyglądamy jakbyśmy chciały wrobić kogoś w morderstwo! Brudząc sukienkę "krwią" na balkonie, do tego ja z makijażem zrobionym żeby wyglądał na rozmazany... Cóż.
W ogóle byłam świetną Carrie, ponoć nawet straszną. I te moje udawane moce, które zadziałały... Jak pisałam, była burza... Ktoś powiedział o zamknięciu okna, więc jako Carrie z telekinetycznymi zdolnościami machnęłam ręką udając, że tym gestem zamknę okno. I wiecie co? OKNO SIĘ ZAMKNĘŁO! Nie, to nie żarty. Był krzyk, pisk i wielkie ojaaa, a później kazali mi iść do siebie. Oczywiście zrobił się tylko przeciąg, ale wyczucie czasu było idealne! Sama się przestraszyłam! Ogólnie wszyscy polecieli w kulki i tylko ja byłam przebrana za Carrie, Frida za Beetlejuica, W. za Bruce'a Willisa ze Szklanej pułapki, a August za Edwarda Nortona z American history X. I nikt nie czuł klimatu Sylwestra, a przecież były nawet balony z napisem NOWY ROK itp.! Fakt, nie mieliśmy szampana, ale kurde... Dla mnie to był prawdziwy Sylwester, prawdziwe zakończenie roku. I rozpoczęcie kolejnego. Pierwszego. Wspólnego. Tutaj, z nimi. Większość nie doczekała do północy. Wyszli wcześniej lub po prostu padli ze zmęczenia (och, biedni Rzymianie!). Po północy zostałyśmy same, bo W. spał u mnie. Dopiłyśmy piwo i ziewając stwierdziłyśmy, że też trzeba iść spać. Było śmiesznie, ale nie tak miał wyglądać mój Sylwester. Rzeczy przeważnie wyglądają inaczej niż byśmy tego chcieli, więc czemu z tym miałoby tak nie być? Nie bójcie się, nie wracałam w takim stroju do siebie. Wcześniej August miał ochotę przymierzyć moją suknię, a ja z chęcią się jej pozbyłam. Włosy także oddałam. Więc wracałam tylko z pomalowaną twarzą. Obudziłam W., który nie wiedząc co się dzieje wymamrotał już ci robię, miejsce, już... Uświadomiłam go, że już po imprezie, wszyscy poszli i może już iść do siebie. Tak się zakończył stary i zaczął nowy rok.

Rok od sierpnia do sierpnia, składał się z tęsknot, nowych rzeczy, pierwszych razów, wielkiego szczęścia po wielkim smutku. Koniec tego roku uświadomił mi całkiem nowe tęsknoty. Jeszcze nie wiem co z nimi zrobić.
Emocje, dobre i złe przeplatają się za mocno, zbyt szybko. Unoszę się i upadam.
Złość, radość, tęsknota.
Tęsknota...

1 komentarz:

  1. Dla mnie sylwester w sierpniu byłby nawet uzasadniony. To zawsze przełom lata i jesieni jest dla mnie bardziej czasem zmian niz nowy rok kalendarzowy.

    OdpowiedzUsuń