sobota, 29 sierpnia 2015

Supergirls don't cry

Dzisiaj wyrzucam siebie w każdy możliwy sposób - piorąc, gotując, jedząc ogromne ilości tego co zrobiłam, płacząc, czytając wirtualne słowa tego, którego już nie ma, czytając jego słowa na papierze, pisząc swoje własne, kolorując... Zastanawiam się ciągle, ciągle się waham czy nie skoczyć po wino. Czy nie kupić znowu fajek, choć nie palę od naszego nowego roku. Czy nie poniszczyć sobie gardła papierosowym dymem, czego będę żałować w poniedziałek w pracy, gdy tak ciężko będzie się mówiło, a przecież nic innego tam nie robię. Ale to nieważne. Istotne jest to, że wyrzucam siebie. W końcu.
Od dwóch tygodni chodzę i warczę i marudzę jakbym miała wiecznego pms-a. Warczę i marudzę, ale tak naprawdę hamuje łzy. I dlatego się wkurwiam, bo próbuję udać, że nic się nie dzieje, że wcale nie chce mi się płakać z byle powodu. Przecież supergirls don't cry.

Tą piosenkę słyszę co najmniej 3 razy dziennie, gdy jestem w pracy. Codziennie. Zawsze nuciłam ją sobie w przerwach między telefonami. A dopiero parę dni temu uzmysłowiłam sobie na nowo, jak bardzo prawdziwa jest. Poczułam delikatne ukłucie, ale szybko o nim zapomniałam. Pomyślałam o Fridzie. Supergirls don't cry. Jej powstrzymywanie łez na Incubusie. Supergirls don'r cry. Robienie z siebie pajaca, jak to mówi. Supergirls don't cry. Gdy nie mówi jak sama o siebie się boi. Supergirls don't cry. Dlatego i ja nie mówię, jak się o nią boję. Staram się nie dopuszczać do siebie złych myśli, bo... nie wyobrażam sobie i że i jej mogłoby w moim życiu zabraknąć. Ta myśl jest nie do zniesienia. I dlatego reaguję krzykiem, gdy na moje przecież nie masz teraz żadnych problemów, mówi że wcale, tylko może umrzeć.
Gdy znów słyszę ta piosenka wydobywa się z głośników, ukłucie jest silniejsze. Idiotko, to też o tobie. Bo nie chcę znowu płakać. Bo pozwalam sobie tylko na pojedyncze zły tuż przed snem lub zaraz po przebudzeniu. Bo wzruszają mnie rozmowy z ludźmi w pracy, do tego stopnia, że szklą mi się oczy. I nieraz tak samo mocno wkurwiają. Supergirl's don't cry. Bo dwa tygodnie temu poryczałam się jak głupia, jak dziecko, zanosiłam się płaczem, nie mogłam się uspokoić, paliłam papierosa za papierosem. I zaczęłam warczeć. Na chwilę. Ale w chwili załamania wkradła się tęsknota. Gdy zobaczyłam podobną, jak mi się wydawało, twarz uświadomiłam sobie istnienie tej tęsknoty. Kilka dni mi zajęło, aby ją nazwać. Nazwać i o niej powiedzieć. Wysyłałam maila ze strachem. Bo wiem, że to może być niewygodne, peszące nawet. Gdy przyszła odpowiedź, byłam już w pracy. Supergirls don't cry. Nie byłam w stanie odpowiedzieć. Nie mogłam skupić się na pracy. Łzy w oczach w tym nie przeszkadzają. Ale w ogóle skąd taka reakcja, o co mi chodzi? Mam wkruwa na facetów. No tak, więc każdy mnie wkurwia. Każde słowo wkurwia bardziej niż powinno. Parę wysłanych słów, odpowiedź, która poruszyła moim sumieniem. Złagodniałam. Choć nie do końca. Otulona nowymi dźwiękami, odwiedzając stare miejsca, zostałam troszkę zmuszona by wsłuchać się w słowa. Które okazały się tym, czego mi brakowało. Melodia, która się zapętliła aż za bardzo. Wysłałam ją także, choć o tym już nie mówiłam. Bo być może sugeruje za dużo? Dlatego też, tak bardzo irytowałam się na brak odpowiedzi. I ciągle przecież robię do tego aluzje. Gdy poczwarki chodzą po moim brzuchu, rozumiejąc, że prawdopodobnie nigdy nie będzie im dane zmienić się w motyle. Chodzę, wkurwiam się, jęczę, marudzę i niepłaczę. Bo są niepotrzebne, niechciane i komplikują wszystko. Gdy znów pojawiły się w złym momencie, nie w ten czas...

A dzisiaj wracają stare tęsknoty. Ile w nich nowych? Ile tych potencjalnych?

Warczę, bo nie chcę płakać. Bo się boję, że znów nie zdążę spojrzeć w czyjeś oczy. Bo się boję, że zdążę to zrobić. Bo się boję, że znów stracę tak bliską osobę. Bo się boję, że wtedy nie pohamuję łez. A przecież... supergirls don't cry.

5 komentarzy:

  1. Wiem, wiem, że supergirlki nie płaczą ale...duże dziewczynki, z krwi i kości już tak. I wiem, jak sama mam z tym problem, ale też i doskonale zdaję sobie sprawę, że w końcu wypłakać się trzeba, więc idę zmywać trzaskając talerzami i też sobie płaczę przecież:) Nie ucz się ode mnie zaciętości, bo ta wcale życia nie ułatwia :P Przynajmniej, ta zaciętość.
    I chyba ciocia Frida miała rację, bo trochę puściło, co?:) Przynajmniej...trochę?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No wiem jak to wygląda. I głupio uparta jestem w innych sprawach... XD
      Puściło, jak już wiesz zresztą :)

      Usuń
  2. Czasem wypłakać się po prostu trzeba. Powkurwiać się przy tym, nawet zapalić, wyjść z domu, wybiegać się. Nikt nie jest z kamienia... szczególnie człowiek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tylko czasami ma się tez dość swoich łez. Ale ostatecznie i tak wychodzi, ze to najlepsze rozwiązanie.

      Usuń
  3. Jeśli masz dość łez, to uwalniaj emocje na inne sposoby. Trochę ich jest ;)

    OdpowiedzUsuń