piątek, 30 września 2016

Cztery jest większe niż dwa

Zdarza mi się wracać z pracy o różnych godzinach i w różnym humorze. Nieraz wszystkie miejskie dźwięki są piękną melodią, a nieraz po prostu drażnią. W tym wszystkim potrafię się zachwycać wiatrem, tymi odgłosami, ludźmi, tym co widzę, czego doświadczam. Jak wczoraj zachwycałam się chmurą, która wyglądała jak morze na niebie. Wzruszam się na samą myśl o tym i wiem, kogo mój zachwyt też by wzruszył.
Zawsze lubiłam obserwować ludzi i po prostu to, co się dzieję. Zdawałam sobie sprawę z tego, że nieraz się zamykam na świat i nie chcę go oglądać. Tak jak rok temu, gdy to On mnie widział, a ja jego nie... Jednak nadal dziwiłam się Chantal - bohaterce powieści Kundery, która dostaje list od "wielbiciela", który ją obserwuje. Jak może nie wiedzieć kto to jest? Jak może go nie dostrzegać. Po chwili prawie wybuchnęłam śmiechem, bo przypominają mi się słowa, które niedawno przeczytałam. O mnie, dla mnie, choć sama nigdy bym na to nie wpadła (a więc czym się różnie od Chantal?), że przyjechał z innego kraju, że był pod kamienicą, że chciał wejść, że widział, widział z nim i dlatego się nie pokazał. Może tłumaczyć mnie właśnie to, że szłam z Ukochanym, wtedy nie patrzę na innych, dlatego i Jego nie widziałam. Po przeczytaniu jego słów uderzyła mnie fala gdybania. Co jeśli bym szła sama? Co jeśli nie poznałabym Ukochanego? Nieważne. Ja mam Ukochanego, a On swoją Sycylijkę. Co mi da rozmyślanie nad tym jak by to było. Czy by wrócił, czy by się nie ożenił. Bo mówiąc szczerze, nie wiem czy bylibyśmy szczęśliwi.

It wasn't love, it wasn't love
It was perfect illusion

Nie mogę powiedzieć, że to nie była miłość. Chociaż nie wiem jak to wyglądało z jego strony. Ale z dwóch stron było perfect illusion. A rzeczywistość nie wyglądałaby tak, jak ja to sobie wyobrażałam. Ani tak, jak wyobrażał sobie on. I co, jeśli wtedy wyszłabym sama, porozmawialibyśmy. Zostawiłby dla mnie swoją Sycylijkę, a ja Ukochanego. Bum. Dwie prawdopodobnie szczęśliwe (a raczej nieszczęśliwe) osoby. A tak, ożenił się z Sycylijką, ja zamieszkałam z Ukochanym. Cztery szczęśliwe osoby. Z matematyką się nie dyskutuje. Cztery szczęśliwe osoby są ważniejszego dla tego smutnego świata niż dwie. Im więcej, tym lepiej.
A tymczasem, przez te wieści, mogę powiedzieć, że Ukochany stał się moją redukcją możliwości.

"...gdyż on, Jean-Marc, uosabiał przekreślenie wszystkich możliwości, był redukcją jej życia (choćby i redukcją szczęśliwą) do jednej możliwości."

W mojej głowie zawsze były miliony scenariuszy, więc uświadomienie sobie tego nie było łatwe. I choć nie ma co gdybać, mogę nieraz sobie powyobrażać inne możliwości, chociaż obecnie zostały one zredukowane. Ale zredukowane szczęśliwie. Dla wszystkich. Bo cztery ma większą wartość niż dwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz