środa, 19 września 2018

all of this and nothing

Jestem.

Mimo, że nie tu i nie tak, to wciąż jestem. Żyję. Och, nieraz naprawdę dobrze sobie żyję. O tyle dobrze, że nie znajdywałam czasu na pisanie. W końcu zawsze lepiej mi to szło, gdy byłam smutna. Ok, może nie zawsze. Może zwyczajnie o tym zapominałam. Albo odkładałam na bok, na później. Dobrze, że nie na zawsze.

Ale teraz jestem. Nie mówię, że na dobre, ale jestem tak jak wcześniej. Bardziej dostępna. Niektóre rzeczy się zmieniły i chyba nie ma przed kim już ich chować.

Mam czas, żeby coś napisać. Mam czas żeby niektóre rzeczy przemyśleć i przedyskutować. Mam strach z tym związany. Mam dużo lęku i niepokoju. Mam paraliż, bo chcę działać, a nie umiem. A jak już, bez problemu, bez ataku paniki coś się uda to rozwala mnie każde słowo, każdy niby-żart.

I niby wciąż lato i pogoda o tym przypomina, ale och, jak bardzo pachnie już jesienią. Aż człowiek chce się rozsypać bardziej niż powinien. I coś w jego głowie mówi: zrób to. Bo jak się rozsypiesz to będzie to widać. To wyrzuty sumienia będą większe i poczucie winy i może szybciej coś z tym zrobią. I po wszystkich miesiącach, gdy sama sobie mówiłam: walcz!, i dawałam radę, po prostu przyjemnie jest na chwilę upaść. Zbyt przyjemnie. Zbyt kusząco wyglądają ramiona ciemności, która chce mnie otoczyć. Znam to przecież. I dlatego stoję. Jeśli zrobię krok w tył, nic się nie zmieni. Najwyżej odbije się to na mnie później i będzie jeszcze gorzej. Jeśli zrobię krok w przód, będę musiała stawić temu czoła. Rozpaść się, żeby znów się poskładać. Nie wiem nic. Więc stoję.

Zrozumiałam ile mam wsparcia. Ale jednocześnie wiem, że nie mogę zrzucać wszystkie na jego, w tym momencie też niezbyt silne, ramiona. Że on też potrzebuje powietrza i nie mogę mu go zabierać. Że jest i będzie. Ale czasem potrzebuje przerwy. A ja potrzebuję go non stop. Właśnie teraz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz