wtorek, 14 lipca 2015

Moje drzwi dziś są zamknięte

Otulam swój mikroskopijny wszechświat czułym spojrzeniem ciemnych oczu. Otulam beznamiętnie. Przedmuchuję chmury za oknem. Wystawiam oczy na deszcz. Zatruwam płuca papierosowym dymem. Zatykam uszy melodią. Kłamię balkonowym uśmiechem i nieszczerym skinieniem głowy. W czarnych literkach mojego telefonu gości prawda tylko w połowie. Wysyłam. Odbieram. Miotam się w słowach. By nie powiedzieć za dużo. By nie powiedzieć za mało. Nie wiem, czego właściwie chcę. Od tego dnia. Od tych wiadomości. Od ciebie.

(Serce wypełnione jakby po brzegi. Wylewa się oczami. Trochę nosem. Resztę puszczę z dymem. W środku dnia szukam gwiazd, przez pogniecione firanki. Szukam miłości na swej dłoni, zastanawiając się jakim cudem to głupie serce tyle pomieści. Byłeś na niej od zawsze. I na zawsze zostaniesz. Przykładam dłoń do serca. Nie czuję cię bardziej.)

Między ciszą, a dźwiękiem przychodzącej wiadomości, umieram sto razy. Nie pamiętam już dlaczego. Nie umiem dzisiaj rozmawiać. Wynurzam nos zza drzwi. Jakbym szła na egzekucję. I chociaż palenie to zabijanie, ten papieros nie będzie wyrokiem. Zasłona milczenia zostanie odsłonięta. Rozdrapane serce wyleci mi z kieszeni. Wszyscy zobaczą.

Wymuszany śmiech i pragnienie powrotu do mojego mikroskopijnego wszechświata. Świadomość, że może lepiej byłoby zostać, odsunąć znów siebie na bok. Cierpki smak piwa złączyłby się z goryczą duszy. Papieros byłby słodszy. Emocje bardziej niepohamowane, a przecież i bez tego, rozpadam się co krok.

Otulam się kołdrą. Słychać już tylko cichy śpiew ptaków, przebijający się przez miejski gwar. Telefon zamilkł bezlitośnie. Nie spodziewałam się niczego innego. Gdy oboje krzyczymy ciszą, zatykając usta poduszką, nie ma nikogo kto przyjdzie. Więcej wyczytasz z mojego milczenia niż z tych zbędnych słów. Chodź, spójrz mi w oczy i zobacz miliony galaktyk toczących wojny w tym brązowym bagnie. Obiecuję, że nie będę zakładać okularów. Pozwól mi spojrzeć w swoje oczy. Poczekam. Nie chcę się spóźnić, rozumiesz przecież. Nie chcę znowu się spóźnić. Chociaż to może nic nie znaczyć.

Idziemy naprzód, by za chwilę się cofnąć. Uciekam w ciszę, kłamię brakiem czasu. Nie mogę się zebrać, nie potrafię opowiedzieć kolejnej historii. Umiesz czytać między wierszami. Historie czasami są krótkie. Gdy wiesz coś, co za bardzo skrywam przed światem, ta cisza mi ciąży. I trudniej będzie spojrzeć ci w oczy. Nie powiem połowy tego, co mogę napisać. Wiesz o tym. Los pewnie znowu wie co robi.

Stanę na balkonie czekając na czarny cień.

Zatopię myśli w kolejnych serialach. Zgubiłam gdzieś list i książkę.

Krzyczę w ironii. Nie słyszysz. Nie masz prawa słyszeć. Spieprzyć coś kolejny raz, byłoby najłatwiej. Kto pierwszy się podda? Kto pierwszy wbije nóż? Chodzimy na krawędzi swoich wszechświatów. Kto kogo popchnie w otchłań? Drży mi serce. Zatkaj mi usta. Zwiąż dłonie. Wyrzuć przez okno i posadź na krawężniku. Wtedy nie ugryzę pierwsza.

Znowu zapominam, że trzeba pić. Wiem jak to się kończy. Daję sobie w twarz, by zebrać się do kupy. Spadam z 10 piętra. Zatrzymuję się pięć centymetrów nad ziemią. Zamykam oczy. Opadam na mokrą ulicę. Patrzę w niebo. Myślę o tym, którego pokochałam. Myślę o tym, którego oczu jeszcze nie znam. Myślę o tym, który pierwszy dzisiaj widział jak się miotam. Myślę o tej, która się o wszystkich martwi. Myślę o kocie, który skradł moje serce. Myślę o kocie, który został w domu. Oddycham.

Uspokajam serce. Żyję. Nie potrzebuję niczego więcej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz