niedziela, 31 maja 2020

All by myself







Parę miesięcy temu szłam przez galerię handlową przepychając się przez tłum z kubkiem kawy w ręce 
(bo uczyłam się ją pić) i usłyszałam ten kawałek. Poczułam jak wokół mnie pojawiła się bańka oddzielająca moje ciało od ludzi. Czułam, że jestem sama. I było mi z tym dobrze. To było krótko po powrocie z Wyspy, gdzie ludzi, o dziwo, było aż nadto.

Parę miesięcy temu chciałam pojechać nad morze, z kimś chyba, ale wolałam sama. Posiedzieć na plaży sam na sam ze swoimi myślami, bo wiedziałam dokąd powędrują przy zbliżającym się marcu. Powędrowały, owszem, ale nie nad morzem, bo świat się zderzył z pandemią. To było na początku izolacji. Było mi dobrze, nie musiałam spotykać się z ludźmi.

Teraz mija pół roku odkąd widziałam się z kimś bliskim, półtora roku od kiedy byłam w domu.

Śni mi się, że wszyscy wyjechali, tylko ja zostałam w tym mieście wspomnień. Już nie jest mi dobrze.

Pstryczek w nos za kpiny z tęsknoty innych, bo przecież na wyciągniecie ręki mamy kontakt z bliskimi. Cóż, przed trzydziestką uczę się że to nie zastąpi fizycznego kontaktu.

1 komentarz:

  1. O tak, docenia się ten realny kontakt z ludźmi, gdy się nam go uniemożliwi...

    OdpowiedzUsuń