poniedziałek, 4 maja 2015

Bełtane, czyli weekend pod znakiem rybki i w okularach Amy, choć z twarzą Helgi

(interpretujcie jak chcecie)

Ambiwalentny kwiecień zakończył się Beltaine i moimi urodzinami. Zakończył się kwiecień. Zakończyła się ciemna część roku. Zakończył się kolejny rok mojego życia.

Cały urodzinowy dzień zleciał mi na przygotowaniach do wieczornego wyjazdu. Odliczałam godziny do kolejnego spotkania z osobą, która w tych dziwnych okolicznościach, stała się kimś bardzo bliskim. Spotkanie z tą osobą, powodowało spotkania z innymi ludźmi, obcymi mniej lub bardziej, a tego zawsze się obawiam. Ale uśmiech nie schodził mi z twarzy. Wpakowałam się do pociągu i czekałam aż znów zobaczę te oczy, usłyszę ten śmiech. Najfajniejsza była świadomość, że ona cieszy się z tego spotkania równie mocno. Mimo, a może na przekór zepsutym amuletom.
Gdy wysiadłam z pociągu zobaczyłam jak stoi z czekoladową muffinką, w którą wbite były świeczki, a obok, z samą świeczką w ręce,  stał jej mąż. Ludzie patrzyli z zastanowieniem na tą sytuację, pewien starszy pan zatrzymał się na schodach żeby się przyglądać "co się odpierdala". Na szczęście nie śpiewali "sto lat", bo bym się popłakała ze śmiechu (co ostatecznie i tak się stało i to nie raz). Pomyślałam życzenie i zdmuchnęłam świeczki. Przywitaliśmy się i rozpoczęliśmy podwójne świętowanie. A świętuje się szampanem, więc zadbali i o to. Nawet był balon (jeden, ale był!). Już po chwili policzki bolały mnie od śmiechu i od razu pomyślałam o życzeniach z urodzinowej kartki, którą dostałam dzień wcześniej. Nie sądziłam, że tak szybko się spełni.
Nie uciekały ode mnie ich koty, co było dużym zaskoczeniem. Nie czułam skrępowania będąc pierwszy raz w nowym miejscu. Okazało się, że ludzie z internetu mogą być fajni i wcale nie jestem aż taką psychopatką. I chyba da się mnie lubić i znów nie trzeba dużo czasu żeby to stwierdzić. Pokochałam Fridę, więc wiedziałam, że polubienie tego, którego ona kocha najbardziej, nie będzie takie trudne. Ale że to poszło w drugą stronę tak szybko to i chyba sam fridowy mąż był zaskoczony.
Podwójne świętowanie. Beltaine i moje urodziny. Alkohol, muzyka, śmiech. Stanie w oknie we trójkę i witanie świtu. A wcześniej trochę kreatywnej destrukcji. Mała kłótnia pod tytułem kto powinien przebrać się za faceta i dlaczego to ja się bardziej nadaję?, czyli zakładanie męskiego garnituru i udowadnianie kto wygląda w nim bardziej męsko. Ostatecznie już do świtu miałam na sobie krawat i kamizelkę. Potem trzeba było iść spać. Wschód słońca zakończył świętowanie. Znów nieskrępowane swoją nagością, poszłyśmy się myć. Zasypiałam z uśmiechem, czując, że to były dobre urodziny. Co z tego, że większość dnia gdzieś mi umknęła. Od momentu przyjazdu do Poznania było idealnie.

Magia urodzin, czy może magia Beltaine (lub bełtane jak twierdzą szopki) rozciągnęła się na cały majowy weekend. A może magia ludzi po prostu? Śmiech do bólu policzków, do bólu brzucha, do płaczu, do zwijania się ze śmiechu. Dobre teksty napędzane dobrymi akcjami. Więcej alkoholu, więcej muzyki, więcej ludzi. Każdy dzień lepszy od poprzedniego, chociaż finalnie wszystkie zlały się jakby w jeden, tworząc dziwną pomieszaną całość.
Piwo nad Rusałką w większym gronie okazało się gwoździem programu. Nie wiem czy kiedykolwiek tak dobrze bawiłam się w gronie właściwie obcych mi ludzi. I znów byłam trochę zdziwiona jak niektórych można od razu polubić. I już później, gdy słuchaliśmy muzyki, a wszyscy ledwo siedzieli, poczułam że kogoś tam brakuje. Z pewnym żalem pomyślałam, że jeszcze ktoś powinien tam z nami siedzieć. Ale to przecież tak nie działa. Jest, jak miało być. Może właśnie dzięki temu, ten weekend wyglądał w ten sposób i spędziłam go z tymi konkretnymi ludźmi? Chujowe okoliczności, ale jak stwierdziłyśmy z Fridą - przeznaczenie. Nasze przeznaczenie, którego chyba nie spieprzymy.

Teraz, przez najbliższe kilka dni, przypominać mi o tym weekendzie będą małe "rany wojenne" jakie zostały na moim ciele po przypływie cielesnych uniesień. Pociągowe bilety są jeszcze przesiąknięte tą magią, więc zawisły na tablicy korkowej. Podarowana książka rozpoczęta w pociągu, leży dumnie, a za każdym razem jak na nią spojrzę będę myśleć o moich 24. urodzinach. Wszystkie śmieszne rzeczy, które tutaj, w domu, nie będą nikogo bawić, bo stały się już naszymi wewnętrznymi żarcikami. Ksywki, które zyskałam już zawsze będą przywołaniem tych, którzy je wymyślili. Tak naprawdę nie potrzebuję żadnych przypominajek, bo ten czas został wyryty w mojej pamięci (chociaż tutaj może trochę nieudolnie) i w sercu.

A największą radość sprawiło nam, gdy ten kawałek niespodziewanie wypłynął z głośników. Już jest w jakimś sensie "nasz", chociaż nigdy o samą piosenkę nie chodziło. Interpretujcie jak chcecie.

9 komentarzy:

  1. Bardzo się cieszę, że tak dobrze się bawiłaś. Ludzie potrafią dać takiego powera do życia, że aż głowa mała, ale niestety potrafi to też działać w drugą stronę. Grunt to otaczać się pozytywnymi ludźmi :)

    Spóźnione wszystkiego najlepszego :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dokładnie, odpowiedni ludzie napędzają i dają energię :D No właśnie, trzeba zweryfikować znajomych i czas spędzać z tymi, którzy nie dobijają tylko unoszą jeszcze do góry :)

      Dziękuję :)

      Usuń
  2. Znam to, dwa drinki i już zajebiście bawisz się z zupełnie obcymi ludźmi i nawijasz jakbyście znali się od dawna :D Uwielbiam coś takiego, takie chwile oderwania się, zapomnienia, przepełnione śmiechem i szaleństwem. Potrafią dać kopa na długo :)
    I jej, pociągi, jak ja uwielbiam ten środek transportu!
    To jeszcze raz wszystkiego co najlepsze :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Do niektórych nie trzeba alkoholu żeby się dobrze bawić i gadać, a z innymi to nawet alkohol nie pomaga :P Tak, odpowiedni ludzie każdą chwilę czynią wyjątkową i niezwykłą :)
      Fakt, jest coś niezwykłego w pociągach :)
      I jeszcze raz dziękuję :)

      Usuń
    2. Wiem, wiele jest osób, z którymi tak czy tak jest fajnie :) Ale mnie przy zupełnie obcych często pomaga się wyluzować po prostu. W każdym razie nie spotkałam jeszcze takiej osoby, przy której nawet to nie pomaga :P

      Usuń
    3. No pomaga, ja na początku często mam jakiś dystans więc wtedy jest łatwiej. I nie chodzi o to, że nie pomaga, ale z niektórymi nawet mimo alkoholu nie chce się za bardzo gadać i jakoś się nie klei rozmowa :)

      Usuń
    4. No, ja mam tak samo.
      Hmm... no są takie osoby. Z tym że wtedy to się z nimi w ogóle nie spotykam raczej, czy to z alkoholem, czy bez, więc w sumie ciężko powiedzieć, czy po % też by się rozmowa nie kleiła :p

      Usuń
    5. No jasne, tylko na majówce poznawałam nowych ludzi, więc nie szło przewidzieć jak to będzie wyglądać i powiedzieć "to ja nie idę" czy coś xD

      Usuń
  3. Nie wiem, kiedy dokładnie miałaś urodziny, ale chciałabym ci życzyć wszystkiego najlepszego, dużo zdrowia, szczęścia, jeszcze więcej śmiechów, radości, dużo ciastek i wszystkiego, czego tylko sobie zażyczysz ^^

    OdpowiedzUsuń