sobota, 9 maja 2015

Stawiam mury z krwi swoich ran i soli łez

Otulając się kocem, niczym najlepszym przyjacielem, zasnęłam z łzami cisnącymi się do oczu.
Myślę o swojej naiwności. Przecież to nie naiwność zawiniła. A może..? Zatapiam się milczeniu, bo nie wiem co powiedzieć. Tak, tak, u mnie dobrze, jak zwykle, wszystko dobrze, tak... Przepraszam, że zapominam słów. Przepraszam, że robię kolejny krok wstecz. Zamykam się znów na cztery spusty. Nie ma tematu. Pośmiejmy się, napijmy się, byle nie mówić. Przepraszam.
Głos w słuchawce przywołuje tęsknotę. Ale dobrą, czekającą. Tęsknotę z obietnicą. Taką, jaką było pożegnanie. Bez łez. Uśmiechniętą. Z nadzieją. Z odliczaniem. 36. Może mniej. Nie było miejsca na inne emocje. Teraz, poalkoholowe trupy wypływają na powierzchnię. Rozklekotane emocjonalnie wydobywają się jeden po drugim i już nie wiem, z którym walczyć. Zasiadam na brzegu z bezradną miną i poddaję się. Nie umiem walczyć, więc zaleje mnie wodospad łez. To oczyszcza. A ja za długo się broniłam. Nie mam sił. Boję się, że wodospad może mnie skrzywdzić. Zakryję trupy książką, choć nie znikną, zapomnę na chwilę przytłoczona literkami nowej opowieści. A opowieści są nieprzemakalne i łzy zostaną na miejscu. I tym skrzywdzę znów samą siebie. Złe noce kończą się autodestrukcją.

Chcę się rozpłakać jak dziecko i schować twarz w czyichś ramionach. Biedne, skrzywdzone dziecko. Podnoszę głowę i patrzę w lustro. Jestem dorosła. Nie ma miejsca na takie wybryki. Nie, gdy siedzę tu sama i walczę ze swoją destrukcyjną stroną. Wiem, że nie rozlecę się od płaczu. Wiem, że wczorajsza noc jest tylko wymówką. Że nie płakałabym przez to, co się stało, nie przez kogoś, kto nie zasługuje na moje łzy, już nie.

Płakałbym, bo schowałam się na własnej wyspie wspomnień. Otoczyłam ją wysokim murem, tak wysokim, że nawet ptaki nie mogą się przez niego przedostać. Wpuszczałam nielicznych. Teraz stawiam mur także przed nimi. Uciekam w głąb wyspy, na której stawiam kolejne mury.
Jeden otacza moją miłość - jest najwyższy, najgrubszy, ale cholernie nieszczelny. Czasem myślę, że to wszystko co mi zostało. Staram się załatać mur, żeby nie wydostała się żadna czułość. Bo nie chcę przeciągać pożegnania. Choć kochać nigdy nie przestanę i będę stawiać i niszczy ten mur na nowo.
Drugi mur, w miejscu, do którego nie potrafię się już dostać, skrywa mój żal i zazdrość. Nie rysowałam do niego mapy, zapomniałam którędy szłam. Bez tej wiedzy jest lepiej.
Za trzecim murem chowa się moja tęsknota. Ten jest jeszcze niski i zbudowany głównie z cegieł cynizmu. Wzmacnia go złość na cudze tęsknoty, bo udaję, że ja nie tęsknię.
Czwarty mur składa się dopiero z kilku cegiełek. Leżą tam wszystkie podobieństwa, porównania i jakby było, gdyby... Chyba szybciej byłoby to wszystko zakopać pod ziemią, niż postawić ten mur. A moje niezdecydowanie świadczy tylko o tym, że skończy się to źle dla mnie.
Snuję się po wyspie jak cień, zamiast odwiedzić ogród. Wyspa otoczona murami kłamstwa wydaje się bezpieczniejszym miejscem. Jakaż to ułuda dla mojego przestraszonego serca. Słodkie lekarstwo na zbyt gorzkie emocje. Znów uciekam od prawdy. Uciekam od ludzi.

Przepraszam.

2 komentarze:

  1. Chciałam coś napisać, ale nie umiem ... za dobrze to znam, za dobrze rozumiem ...

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj biedna... chyba rozumiem Twój ból.
    Wiele nie jestem w stanie pomóc, ale przesyłam buziaka :* :D Trzym się tam, przecież to nie będzie trwało wiecznie. I może daj sobie prawo na chwilę słabości. Czasem po czymś takim łatwiej jest się podnieść.

    OdpowiedzUsuń