niedziela, 20 grudnia 2015

Chaos, czyli o utracie wiary i innych takich

-Może Książe miał po prostu jakiś fetysz małych stóp? Albo był tak zafascynowany inteligencją Kopciuszka, że nie zwrócił uwagi na twarz?
-Jeny, jesteś jeszcze na tym etapie, że w to wierzysz?
-Już nie.

A chciałabym. Ale już nie wierzę. Może dopiero od niedawna, ale nie wierzę w szczęśliwe zakończenia, księgarnie i pikniki. Mogę tego chcieć, ale nie wierzę, że coś takiego mi się przytrafi. Nie wierzę, że poznam kogoś takiego.

Wiedziałam, że tak będzie. Cała moja wiara została włożona w jego ręce. Włożona jednym słowem. Przyjdź. Wiedziałam, że jeśli nie przyjdzie stracę swoją wiarę. Wiedziałam, że chodzi o coś większego, bardziej cennego niż złamane serduszko. Straciłam swoją wiarę. Wiarę małej dziewczynki, która marzy o poznaniu chłopaka z taką biblioteką jak w Pięknej i Bestii; która marzy o odwadze Belle by mogła dostrzec księcia w bestii. Wiarę w miłość od pierwszego wejrzenia bez żyli długo i szczęśliwie, bo już nie mam 5 lat, tylko prawie 25. Wiarę, że pocałunek prawdziwej miłości jest w stanie zdjąć każdą klątwę. Wiarę, że warto próbować, że czasem trzeba coś poświęcić, zaryzykować. Wiarę w pierwszy magiczny śnieg, który jest idealny na pierwszy pocałunek. Wiarę w połączenie dusz. Wiarę w rozumienie się bez słów. Straciłam wiarę.

Mogę widzieć te rzeczy, mogę widzieć i wierzyć w świąteczne cuda. I widzę. Widzę cuda, widzę miłość i siłę, zjednoczenie. Ale nie wierzę już, że i mnie to kiedyś spotka. Mężczyzna, który chowa się w szafie, zabrał moją wiarę małej dziewczynki. Zabił sporą część wewnętrznego dziecka. Zabił moją, może czasem naiwną, romantyczną stronę. Chociaż czy mogę go winić? Mogłabym obwiniać i tego, który nie żyje. Mogłabym obwiniać los, że jednego i drugiego poznałam być może za późno. Niczyja wina, że ten po prostu zrezygnował, a tamten umarł. Łatwiej wybaczyć śmierci niż ludziom. Ale przecież gdyby żył, moje serce być może pękałoby jeszcze bardziej. Egoistycznie myślę, że to sprawiedliwe. Ani ja go nie mam, ani ona. Śmierć jest łatwiejsza. Dlatego zapominam, że oboje kochali kogoś innego. Nie tylko Mężczyzna, który chowa się do szafy. W głowie odnajduję słowa ich obu, tak podobne, choć różne. Słowa mówiące o tym, jak wspaniała/okropna jestem, o tym, że znajdzie się ktoś, kto doceni moją miłość, kto będzie miał jej równie dużo dla mnie i jak sama wiele potrafię dać. Potrafiłam uwierzyć słowom napisanym przez śmierć. Nie wierzę słowom pisanym tchórzostwem. Przez to  i te pierwsze stają się bez wartości, i tym pierwszym już nie wierzę. Nie wierzę we wszystkie znaki ukryte na moim ciele, mówiące o tym, że przecież wyjdę za mąż. Być może to prawda. Ale nikt nie zagwarantuje mi szczęścia. Nie wierzę, że poznam męża w księgarni. Nie wierzę, że na pierwszą randkę zaprosi mnie na piknik, mimo że nic o tym nie powiem. Nie wierzę. Nie wierzę, że znajdę mężczyznę, który zrozumie mój wewnętrzny księżyc i jego cykle.

Och, bo doszłam do pewnych wniosków. Walcząc z PMSem, stwierdziłam, że rządzą nami hormony. Albo raczej przypomniałam sobie, że tak jest. W codziennej bieganinie łatwo zapomnieć o swoich naturalnych cyklach. I potem leżysz w środku nocy i zastanawiasz się czemu nie możesz spać, czemu boli cię głowa i czemu po pracy masz siłę żeby posprzątać całą chatę, a na drugi dzień ryczysz bez powodu. Comiesięczna walka. Rozstrojenie. Nawet nie wszystkie kobiety są w stanie to zrozumieć, a co dopiero faceci! Wszystkie wiemy, że wtedy nikt nie ma prawa się na nas obrażać za to, co mówimy, tylko trzeba przynieść czekoladę i otulić kocem. Coś złego jest w tym, że chce faceta, który rozumie to jak Frida? No dobra, o to może być trudno. Ale w momencie, gdy siedzę wkurwiona w pracy i nie wiem czy chce mi się ryczeć czy śmiać i marudzę, a w odpowiedzi dostaje smsa „zrobić ci banany w czekoladzie?” to uświadamiam sobie, że niczego więcej właśnie nie potrzebuję. I że każdy facet powinien reagować w ten sposób. Może trzeba zrobić im jakiś kurs czy coś? Albo ja mam wygórowane oczekiwania? Przecież tak często to słyszę…

Możecie mówić, że w końcu dorosłam, bo przecież takie rzeczy się nie dzieją. Że to lepiej dla mnie, bo zostałam pozbawiona złudzeń. Że mogę poznać „normalnego” chłopaka, bez wygórowanych oczekiwań. Nieprawda. Nie chcę poznawać nijakiego faceta, którego nieobecność zauważa się po dwóch dniach. Księcia z bajki też nie chcę. Chcę magii. A jeśli nie mogę jej mieć, to nie chcę nic. 
A jaki fajny facet chciałby mnie? To już inna sprawa. Inteligentny facet, którego chce, pragnie inteligentnej kobiety, którą nie jestem. Zresztą, serio, nikt nie jest na tyle głupi, żeby się wplątywać w jakieś relacje ze mną. Znaczy jeśli jest głupi to nie ma i tak na to szans. Ale jaki facet by się godził na zamykanie w złotej klatce, życie według moich zasad i marzeń i cudownej romantyczno-pierdzącej wizji? Żaden. Nic dziwnego, że uciekają lub umierają. Nie nadaję się do związku, więc może i lepiej, że utraciłam swoją wiarę? Może jak nie ma się nic to niczego się nie oczekuje? Będę unikać facetów, przyjmować na klatę żarty o tym, że mogłabym sobie kogoś znaleźć, chociaż nikt się nie dziwi, że żadnego nie mam. Nie będę wierzyć, że stać mnie na coś więcej niż portal randkowy. Bo to nieprawda. Bez w wiary w piknik, nie wierzę w nic więcej.

A im bliżej świąt, tym bardziej ulatnia się mój świąteczny nastrój, który, o dziwo, w tym roku odczułam bardzo mocno. Ale może utracając jedną magię, drugą się aż przecenia? Może świątecznym klimatem chciałam zastąpić dziurę jaka została, już nie tylko w sercu, ale i w duszy? Przesunęłam już nieco termin wyjazdu. Obawiam się przesunięcia terminu powrotu. Bo część mnie tego chce. A część boi się, że zostanie zmuszona przez los. Nawet prezentów nie mam. Pojadę się najeść i wrócę.

Głęboki oddech. W końcu doczekałam się Yule. Będzie jaśniej. Będzie lepiej. Nawet bez magii. Nawet bez mojej wiary. Bo mam inną magię i to musi mi wystarczyć. Ale o tym innym razem. A może i w ogóle? Któż to wie.




Wesołych Świąt tym, którzy je obchodzą, bez względu na to w jaki sposób. Świąt bez rozczarowań, o. Spokojnych. Udawajcie, że nie widzicie tych małych zielonych pączków na drzewach, jakby miała przyjść wiosna. Udawajcie, że nie wiecie, co się z nimi stanie, gdy przyjdą mrozy. Ubierzcie jednokolorową choinkę i udawajcie, że podobają wam się nietrafione prezenty. Albo cieszcie się jak dzieci i nie zamieniajcie się w Grincha. Co tam chcecie.

8 komentarzy:

  1. I może zabrzmię głupio ale...ja wierzę w bajkę, bo trochę w bajce żyję, ale takiej...codziennej. Bo właśnie w tym rzecz, że historie które piszemy swoim życiem nie mają po prostu przejaskrawionych pewnych elementów. W nich wcale nie musi być pikników, może być tanie wino pite pod mostem. Wiem to z praktyki. I czasem zdarzają się pocałunki w deszczu, oświadczyny przy pierwszym śniegu pod operą i skrzypek, który zjebał:) Ale takie bajki są, przetykane codziennością, kłótnią o pieniądze, przelatane mniejszymi i większymi tragediami. Bajki są naszymi życiami, i...jak zawsze sprawa rozbija się o jedno. O nasze oczekiwania. Bo w bajkach można oczekiwać pewnych punktów. W życiu nie. W życiu bajkę można po prostu przeżywać. Wiem, że dla wielu moje życie nie jest bajką, nie dostaję codziennie kwiatów, prędzej kalafiory :D Ale jest bajką dla mnie. I właśnie każdy może stworzyć tą swoją bajkę i ty też. Widzisz, ja jednak w to wierzę za ciebie i szukam znaków, chociaż mojego krakania za dużo ostatnio...ale to dobre, czemu nie?:) I powiem więcej, nasza wiara, nasze szczęście, nie zależy od innych ludzi. Powiesz, że pierdolę, ale tak jest. Naszej wiary nikt nie może nam odebrać. Żadne za wcześnie, za późno, żadna śmierć nawet. Wiary i szczęścia nie odbiera nam nikt, nie odbiera nam los..odbieramy sobie sami. Swoimi właśnie oczekiwaniami nieraz, swoim nastawieniem do pewnych rzeczy. Ale zawsze nosimy w sobie światło, które wcale a wcale nie gaśnie, jest świetlikiem na najgorszych bagnach i nie jest wcale zwodnicze. Czasem warto na nowo uwierzyć w światło i za nim podążyć. Nie w cudze ramiona, a własne. A te cudze, może znajdą się przypadkiem. I to taki, który zrozumie więcej, niż się sądzi. A jak nie? Też trzeba będzie żyć. Chociaż, ja widzę właśnie mniej samotne scenariusze:) Ale ja to ja.
    I muszę debilom powiedzieć chyba, żeby ograniczyli żarty, bo co za dużo to niezdrowo. To jak z Kachą i Hitlerem, było śmieszne do czasu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie łatwo wierzyć w cos, co sie ma xD i nie musi być wielu rzeczy w takiej bajce, ale kwestia czego sie w niej chce. Może nie ma sensu szukanie i krakanie, co będzie to będzie. Toz nie mowie, ze nie mam zamiaru być szczęśliwa, bo mogę być. Tylko w inny sposób. Po prostu nie wierze, ze w taki jak chciałam :)
      Po setnym razie Wojtek powiedział Agustowi, że to już przestało być zabawne. Wiesz, kozak, bo teraz nie mogę mu sie odgryźć z praca xD chyba nie wiem o co chodzi z hitlerem :p

      Usuń
    2. Bo wtedy nawet to już nie wiara. Chyba, że wiara, że się utrzyma. Też ja nie kraczę, zachowuję większość i tak dla siebie:) I nie szukam na siłę, nie nie:)
      I właśnie...może od tej wizji trzeba się odżegnać? Bo cholera, jako dzieci już tworzymy sobie jakieś wizje, jako nastolatki już w ogóle a...dorosłość chyba w jakiś sposób też polega na pożegnaniu wizji,oczekiwań i radości z tego, co życie samo przynosi. I to wcale nie jest smutne. Po prostu...wiara się zmienia.
      No, póki go nie wywalą:D No o Kaśkę D. mi chodzi, że jest szpiegiem SS i tak dalej, bo studiuje germę :D

      Usuń
    3. No tak.
      Jeny, to się boje co w tej Twojej głowie się dzieje xD
      No to właśnie tez to robię teraz. Może nie do końca zmieniam, ale żegnam na pewno. I takie pozegnania sa smutne. Jak w jakiś sposób nie ma się nic innego, a traci się także wiarę, to ciężko żeby smutne nie bylo, nie?
      Tylko ze on może sobie na to pozwolić, a ja ponoć nie powinnam wybrzydzac xD no domyśliłam sie, ze o nią, ale po prostu nie znalam tej historii :p

      Usuń
    4. W mojej? Nie, nie chcesz tam mieszkać :D Zobacz, jak ja dużo gadam. Połowę tego, co się dzieje w mojej głowie, jak nie więcej, nie mówię :D
      Każde pożegnanie jest pozornie smutne, pozornie, bo to zawsze początek czegoś innego. I jasne, że to smutne chyba...że robi miejsce na nową wiarę. Ale ta musi się chyba jeszcze wykluć:)
      Aż mu się kasa nie skończy :D No ma dosyć żartów o Hitlerze, SS i takich tam, przecież ostatnio jej też chłopaki cisnęli, z Solidem na czele :D

      Usuń
    5. Wiem, że nie chce xD
      Możliwe, że tak. Zacznę wierzyć w jezuska? XD
      No nie dziwię sie, ze miała dosyć :D

      Usuń
    6. Kto wie, wszystko możliwe, w każdym wieku można nawet i w niego zacząć wierzyć :D Albo w Allaha :D
      No więc właśnie :D Żarty śmieszne, ale do pewnego momentu.

      Usuń
    7. Racja, może być i Allah xD
      Jak zawsze

      Usuń