czwartek, 3 grudnia 2020

Wyprawa na księżyc - (nie)recenzja

Wyprawę na księżyc możecie obejrzeć na Netflixie. Całkiem ładna baja, ale takie 6/10 raczej. Tak na chłodno, bo jakbym miała oceniać emocjami to byłoby to 9/10, bo były momenty, że zryczałam się jak głupia. 
Baja, jak baja, trochę śpiewają, trochę śmieszków, trochę smuteczków. Całkiem ładnie się paczy, chociaż są gorsze momenty.
Ogólnie tak: mamy sobie nastolatkę, która wierzy w boginię żyjącą na księżycu i chce udowodnić, że ona faktycznie istnieje - brzmi spoko, nie? To idźcie oglądać, bo będą spoilery.


***


Otóż zaczynamy od tego, że jest sobie rodzinka gdzieś w Azji: mama, tata i dziewczynka. I ta mama opowiada o wspomnianej wcześniej bogini, że tam sobie żyje na księżycu, bo jest nieśmiertelna, a jej ukochany został na ziemi, bo chuj wie dlaczego właściwie, a ona tam codziennie tęskni. I oczywiście nie mogła normalnie opowiedzieć, tylko musiała śpiewać. A gówniara widać, że zna historię na pamięć, bo śpiewają razem. No i sobie rośnie, więc wtajemniczają ją w swój biznes, czyli pieczenie ciasteczek księżycowych. Młoda tam ostro trzaska te ciasteczka i sprzedaje, w ogóle ma dobrą nawijkę to interes się kręci. Ale z czasem matka coś taka niewyraźna się robi i już wiecie, że oho, pewnie umrze. I tak się dzieje, ale przed śmiercią daje młodej słodkiego królisia i w tym momencie płaczę pierwszy raz, bo wiecie tak jej dała, bo wiedziała, że umrze. A młoda się ucieszyła, ale nie tak jak gówniaki w bajkach się cieszą, tylko z takim niedowierzaniem "jak to, to dla mnie ten króliś?" i to było tak bardzo realistyczne i właśnie też z tego powodu płakłam, co nie. No i matka umarła, smuteczki, ok. 

Jest cztery lata później, biznes się kręci równo, młoda też w szkole ładnie zapierdala, po szkole rozwozi ciasteczka. Zapierdala na rowerku do panów budowlańców, a oni nie no młoda, dzisiaj to może dej ze cztery. A cwaniara mówi, a tam cztery weź może czternaście, albo czterdzieści i im wciska te ciasteczka to oni biorą, bo co, dziecku odmówią? No nie. I się rozejrzała, że co oni właściwie budują i łoooooo robią torowisko dla superszybkiego pociągu, który nie potrzebuje kół, bo zapierdala na polu elektromagnetycznym. A oni przytakują, tak, tak, to właśnie to, mhm. A do siebie mówią: stary wiedziałeś, że to tak działa? Tak, tak wiedziałem. Nie no, tak serio to nie. I śmieszki, że nie wiedzieli hehe. I to jest bardzo ważna scena, ale jeszcze o tym nie wiecie, więc trochę wyjebanko, co tam panowie robotnicy wpierdalający ciasteczka.
Zbliża się festiwal księżyca, więc ciasteczka się rozchodzą jak świeże bułeczki, a może nawet bardziej. Stary jakiś nietęgi chodzi, coś gówniarę zagaduje, ale ta niby taka zalatana, nie ma czasu, a tu rodzinka się schodzi o tu coś, wiecie. Widać, że chce jej powiedzieć coś ważnego, ale przecież musi być dramatyzm, więc los im nie pozwala odbyć tej rozmowy. Ale chuj tam, Stary idzie na całość i przyprowadza do chaty nową duperkę. O kuuurła, ale odjebał teraz. Typiarę wpuścił do kuchni, gdzie mamunia ciastka kręciła i ona tam jest w tej kuchni, ta duperka nowa. I do młodej hehehe dzień dobry hehe. Stresuje się jakby z jakimś królem gadała, ale wiecie, gówniak jej nowego fagsa, i to nastolatka, no przejebane. Od razu jej wpsółczujesz, ale i nie lubisz, bo jak to Stary se już znalazł. Dopiero cztery lata minęły, co on odpierdala. No i gówniara nie ułatwia sprawy, no bo czemu ma ułatwiać, więc zakochane gołąbki wychodzą z kuchni. 1:0 dla młodej. No i chuj, jeb, kolejny plot twist - wpada jakiś gówniak! Mały gruby, z żabą w kieszeni, od razu widać, że wkurwiający. I mówi do niej, siemanko, siemanko, jestem gówniak, nakurwiam w ping ponga i jestem w tym zajebisty i jeszcze mam supermoc - haha nie spodziewałaś się. Ta mu pocisk, że ta supermoc to bycie superirytującym. O chuj, 2:0 dla młodej. A ten cieszy michy - o kurła, to mam dwie supermoce! Żal.pl. Nikt go nie pyta, a ten pierdoli, że umie przenikać przez ściany i że może pokazać. Gówniara ciśnie bekę, że no chuj, takiś kozak, to pokaż. No i przykurwił z całej epy w ścianę, że się chata zatrzęsła. 3:0 dla młodej. A ten dalej się cieszy, że kiedyś mu się uda i się bawi z tą żabą, przeskakują przez siebie jak przez kozła, bawiliście się w to na wuefie pewnie i wiecie, że chujowe. I to kolejny ważny moment, mimo że go zlejecie ciepłym moczem.
Ale dobra, robią rodzinną imprezę, jest ta nowa dupera i ten gówniak, bo się okazało, że to jej syn. No przejebane, 3:1 już się robi w tej sytuacji. Młoda niepocieszona. Duperka się krząta po kuchni, siada na jej miejscu, żaba nakurwia po stole. I są ciotki co gadają o tej bogini. Jedna taka romantyczka wzdycha och, ach, siedzi taka sama (nie sama, bo ma tam jakiegoś pana królisia podobno) i tęskni za ukochanym i czeka, a że chuj, on w sumie nie żyje. A druga ciotka, że chuj tam, mogli być tam razem, ale ona zeżarła dwie tabletki nieśmiertelności i dlatego wyjebało ją w kosmos. Kurwa, jakie tabletki, ktoś im dał, uciekali czy chuj wie co, no nie wiesz i chuj, bo pierdolą jeden przez drugiego. Dupera mówi, że ponoć jest spokrewiona z ukochanym fircykiem żołnierzykiem. I nadal śmieszki. I Stary też śmieszkuje z tego. Młoda się wkurwia, że se znalazł dupere i teraz śmieszkuje, a jak mama opowiadała to nie śmieszkował i że zapomniał i ma wyjebane. I próbuje ich przekonać, że bogini istnieje i chuj i Stary powiedz im. A Stary wyjebongo. Wkurwiła się i wyszła, a cała rodzinka zaczęła śmieszki, że hoho duża pannica, najlepsza w klasie, a wierzy jeszcze w boginię hehehe.
Młoda jak typowa nastolatka szła do swojego pokoju, wzięła królisia pod pachę, ale chuj, za nią idzie dupera i jej daje ciastka, że emmm, noooo, nie takie jak mamuni, ale spróbuj może ci zasmakują. Poszła wkurwiona na górę, jebła ciastkami w kąt i mówi: JESZCZE WAM POKAŻĘ!

No i tu zaczyna się akcja. Młoda sobie śpiewa, że ojej ojej, ona chce na księżyc i zaczyna kombinować jak to zrobić. No i jak? No kurwa rakietę trzeba zbudować. A że najlepsza uczennica to se pyka obliczenia, konstruuje pyk pyk. Ale fejl za fejlem. W tym czasie dupera coraz więcej kręci się po chacie, ale młoda ma w dupie, bo skupiona na zadaniu, co nie. Gówniak się plącze pod nogami, ale też go zlewa i tylko króliś jej dzielnie asystuje. No i nagle jeb, oleśnienie, POLE ELOKTROMAGNETYCZNE - myślicie haha, od panów budowlańców wzięła inspiracje, faktycznie ważny fragment to był. No i obliczyła wszystko, zbudowała rakietę, tory, magnesy, królisia pod pachę i jazda. A chuj, wścibski gówniarz ją podglądał i poszedł sprawdzić co ona robi. I se myślicie, chuj, wyjebie ją w kosmos, a ten pójdzie nakapować. I młoda się powoli rozpędza na tych torach, nagle jak nie przykurwi prędkość, królisia wcisnęło w fotel, jeb lecą, o kurwa, o kurwa, udało się! No to ta jeb, nitro, odpaliła fajerwerki i chuj nakurwiają pięknie i se myślcie, tej no kurwa doleci jebana. I jebs, coś się zjebało. Zaczynają spadać. Krzyk. Ale nie młodej. GÓWNIAKA. Jebany się zakradł do rakiety, ta wkurwiona, że debilu, nie uwzględniłam twojej masy ciała (o a było co uwzględniać) w obliczeniach i się rozjebiemy przez ciebie! I spadają, przedmioty się unoszą w rakiecie i jeb - pieluchomajty. Hehehe, co nie, a młoda rozsądna, że to przecież długa podróż! Wpadlibyście na to, żeby zabrać pieluchogacie? Bo ja nie! Ale chuj, spadają, a nagle przestają. A tam suprajs, dwa wielkie, świecąge jakieś gryfony czy kij wie co to w sumie i se ich unoszą w jakimś strumieniu światła i jeb, na księżyc. Rozjebali się w pizdu na tym księżycu, rakieta rozdupczona, wszyscy umarli. Żaba wychodzi z kieszeni - ale nie ma powietrza, krzyżyje łapki na piersi i pada. Ale do akcji znowu gryfony wchodzą, chuchają na nim jakimś fioletowym gównem i wszyscy żyją i normalnie oddychają. I puf, gryfony znikają, a ci sami na księżycu z rozjebaną rakietą. Ojojojoj, lament. Jebs, pojawiają się jakieś świecące stworki - chodźcie chodźcie, zaraz się zacznie.
No i doszli, a tam całe księżycowe miasto, świecące, kolorowe. Ja bym powiedziała, że brzydkie i kiczowate, no ale chuj, to baja jednak, może gówniakom się podoba, co nie. Pełno tych stworków i różnych innych i nagle jeb - wchodzi ona. Ta cała bogini co nie. Młoda podjarka, że aha! jednak istnieje, 4:1 dla mnie! A bogini śpiewa piosenkę w stylu kpop i w ogóle koncert taki odpierdala, że masz ochotę dodatkowo netflixowi zapłacić za możliwość oglądania tego. Koniec koncertu, młoda popełnia wielkie fopa i wbiega na scenę i przytula się do bogini. Wszyscy wstrzymują oddech, bogini patrzy z miną jakby jakiś karaluch po niej łaził i cudem jej nie odepchnęła. Młoda coś jej pierdoli podjarana, że ona tu przybyła z ziemi i w ogóle. Ale ta jej nie daje skończyć: a to jak przybyłaś to na pewno masz dla mnie dar. Ta, że eee no nie ma. Bogini już wkurwiona, że kurwa każdy ma dla niej dar, a jak nie ma to niech spierdala. Młoda patrzy, że no kurwa, co za suka. I mówi, że no weź ja w sumie chce tylko selfiaczką z tobą, bo nie wierzą, że istniejesz. A bogini haha no jak foteczkę to no cho no tu ino, cyk cyk. Młoda podjarka max, a ta sucz do niej: ale zdjęcie dostaniesz jak przyniesiesz mi dar. Nara. Gówniara zaczyna panikować, że no ja nie mam, co mam zrobić. A bogini: a chuj, ktokolwiek pierwszy mi przyniesie dar to dostanie nagrodę, a jak to będzie gówniara to dostanie swoje zdjęcie.

No i jeb, wszystkie stworki się rzuciły do poszukiwań, pazerne kurwy. Młoda też ruszyła, bo przecież to musi być coś z rakiety. Gówniarz do mnie mówi, że no pomogę ci mordo, jesteś moją siostrą. Ta na niego z ryjem, że kurwa nie, nie jest i nigdy nie będzie, że niech się pałuje ona sobie poradzi. I do królisia, że chodź idziemy stąd. A pani królisiowa patrzy na nią spojrzeniem: ale odjebałaś lambardziaro i poszła z gówniakiem! Ta już całkiem szału pizdy dostała, ale chuj, idzie do rakiety. No ale to w pizdu daleko. Patrzy, a tam świecący kogut z dwoma kurami na chopperach. To podbiega i nawijka czy ją podrzucą. Ci beka, że no chyba nie. A ona, że wie gdzie jest dar, a tu chuj wsiadał mała. No i popierdalają tymi chopperami.
W międzyczasie gówniak mówi: a chuj, to jest moja siostra, ja jej pomogę - ukradniemy zdjęcie! I całą ekipą wjebali się do zamku, ale oczywiście gówniarza złapali. Bogini mówi: a ty chujku chciałeś mnie wykiwać, to chodź na trortury. A ten, że nie no jak kurwa, ja mam osiem lat. I otwierają się jakieś magiczne wrota, a tam magiczny stół do ping ponga. Więc gówniarz się ucieszył i mówi: a wiesz co, jak tak to spoko. Więc warunek, że jak gówniarz wygra to dostaje zdjęcie. Puf puf, bogini już w supernowoczesnym sportowym stroju i zaczyna śpiewać pioseneczkę o tym, że zawsze wygrywa i że hehe gramy na naszych zasadach i stół sobie lewituje i co mi zrobisz. Ten się osrał i tracił punkty, ale ostatecznie i tak wygrał, wiadomo, baja, musiał wygrać. Tej kopa opadła i chuj, nie dała mu zdjęcia tylko go tam zamknęła. Młody się wkurwił i mówi o nie nie, ja się wydostanę, umiem przenikać przez ściany! No i znowu zajebał w te magiczne drzwi i nic się nie stało. Bogini poszła do swojej komnaty narzekać, że gdzie ten dar, bo nie ma czasu i wyciąga jakąś magiczną klepsydrę i że to musi być dzisiaj, bo to ostatnia szansa na przywrócenie ukochanego. I tutaj zaczynacie rozumieć czemu jest taką suką, kurwa nie ma czasu do stracenia co nie. I przychodzi jej pan króliś i mówi (znaczy nie mówi), że chuj żaden eliksir nie działa, więc wychodzi na to, że też potrzebny a nie tylko ten dar, co nie. Ta się wkurwiła i zaczęła ryczeć w pizdu, że o bożu, bożu, co teraz. Stworki próbowały ją pocieszać i no nie płacz, nie płacz, bo znowu będzie deszcz meteorytów.

No i wracamy do Młodej, zapierdala z tymi kurczakami no i chuj, są te meteoryty. A kury się drą, nie no kurwa, za trzymaj się, w taką pogodę ta droga to misja samobójcza. A młoda, że  chuj wam w kuperki, jadymy! Dojechali do tej rozjebanej rakiety, a tam kurwa kolejny świecący stwór, ale jakiś inny. I się pucuje gadką osła ze Shreka, że hoho on to przydupas samej bogini i w ogóle. Młoda patrzy i mówi, że no kurwa ciekawe, to czemu nie jesteś w pałacu. A kogut mówi, że jest na wygnaniu i niech z nim nie gada w ogóle. Gówniara znalazła zdjęcie z matką swoją prawdziwą, nie z tą duperą Starego i schowała pod kurteczkę. Wiecie, se myślę - kurła może to jest ten dar co nie. Ale szukają dalej, ten stwór twardo za nią łazi. No i nagle jeb - lala! Lalka bogini co ją mamunia dała/zrobiła i że o kurwa to na pewno to, stwór, że tak tak, na pewno. No i pojawia się kogut, który jest dziesięć razy większy od Młodej i zabiera jej lale i mówi, dzięki, nara. Cyk na chopperka i spierdala z kurkami. No i panika, zabrali lale, trzeba ich gonić, ale jak skoro oni na tych motorynkach co nie. No i ten stwór się przyjebał, że jej pomoże, pójdzie z nią i w ogóle, że sorry że za dużo pierdole, ale to na tle nerwowym, ale pierwszy krok to zrozumienie, że się ma problem, a on już zrozumiał co nie hehe. Kazała mu spierdalać, a ten twardo za nią, że ej no weź, prosze, proszę, proszę proooooooszęęęęęę, i drze japę. Dobra, młoda się poddała, jak zamkniesz ryja to chodź. Ale ogólnie ten dalej pierdolił kocopoły, a jak za dużo gadał mu język mi się wydłużał i się w niego zaplątywał. Przecież. I nagle jeb, ziemia się trzęsie, jakieś stwory wielkie wyłażą, z jęzorami na wierzchu, gigantyczne ropuchy. Gówniara osrana, że oboże, oby nie były głodne. A przydupas mówi ohoho kochanieńka, nigdy nie widziałem ich takich głodnych, zapierdalają nad jeziorko. I te ropuchy tak skaczą, a młoda oleśnienie: ej kurwa, gówniak tak skakał ze swoją żabą! Dawaj mi to jęzor, zaczepiła się do ropuchy i hyc, już siedzą na grzbiecie, a ropuchy płyną w powietrzu.

W międzyczasie pani królisiowa obczaja co się dzieje w pałacu, bo gówniarz nadal zamknięty. No i chuj idzie pan króliś, a już wcześniej wpadł jej w oku, ale widać, że coś knuje więc wskakuje za nim w jakiś magiczny kwiat. I o kurwa go down to the rabbit hole, jakaś sekretna komnata. Ale zjechała z gracją, tak że jej nie widział. I pan króliś nakurwia te eliksiry, ale chuj mu wielki wychodzi z tego. No i coś wyjebało z tego naczynka, ta się wystraszyła i ją zobaczył. A jak ją zobaczył to sam się wystraszył i prawie to micha z eliksirem spadła. Ale pani królisiowa szybka i zwinna, cyk, cyk na górę i przytrzymała naczynko, co już tak na krawędzi stało. I pan króliś taki wystraszony patrzy: co tu się odkurwia, ładna królisiowa, ale co ona tu robi i tak patrzy tymi ładnymi oczkami. Królisiowa tam bajer ostro, nachylają się do siebie przez ten stolik, ta się w tańcu nie pierdoli i od razu ociera noskiem o jego nosek i jeb jeb, różowe iskry poszły. Pan króliś odskoczył do tyłu, nadal wielkie gały, że co, że jak to. Co się odjebało. I te iskry wpadły do eliksiru i w ogóle wyjebał taki strumień różowego światła i pierdolnął w uszy pani królisiowej, że aż miała różowe końcówki strzelające prądem. Chwyciła te uszka i się uśmiechnęła do pana królisia, a ten biedny, nadal nie ogarania temu i patrzy tymi wielkimi gałami z rozdziawioną gębą. Ta se poszła, ale na chwilę przystanęła, obejrzała się zalotnie i poszła. Pan króliś poleciał do bogini, że ej kurwa patrz, mam w końcu eliksir który działa. WIelka radość, ale i niepokój, bo kurwa co z tym darem, a czasu coraz mniej.

Dzięki ropuchom Młoda dogoniła te kury i ogólnie była bitwa o lale, szarpali się w chuj, lala wpadła w jakiś strumień światła i ja rozerwało na strzępy. No i znowu lament, co teraz, wielkie gunwo i siedzi wkurwiona że to wszystko przez gówniaka, że go nie znosi i w ogóle. Przydupas solidarnie, że aha no to on go też nie znosi, ale że właściewie to dzięki niemu se wskoczyła na te ropuchy, co nie, ale spoko, jak gnojka nie znosimy to nie. Opowiada historię, czemu go wyjebali z pałacu, śpiewa piosenkę. No i że bogini to nie była kiedyś taka suka, zaczęło się jak jej ukochany umarł. Ale chuj, trzeba coś zjeść. I co wylatuje z plecaka? Pudełko z tymi ciastkami od duperki. No chuj, chcąc nie chcąc, je. Młoda gryzie, a tam jakieś chujstwo w środku, jakiś kamyk chuj wie co i kształtem przypomina symbole które są wszędzie, ale chuj, to tylko część tego symbolu O MÓJ BOŻE TO NA PEWNO TEN DAR. Zapierdalamy do zamku!
W tym samym czasie gówniak kolejny raz próbuje przenikania przez ściany i jeb, rozpierdala drzwi i wszyscy się spotykają. Biegiem do bogoni, ej kurwa, mamy dar co nie. Ta już podjarana, o kurwa, no tak, druga część amuletu (który miała na szyi), dzięki, dzięki, króliś dawaj eliksir i nakurwiamy.

No i jebs, nagle wszędzie trawa, drzewka, boginie wyjebało i zmieniło jej ciuszki i fryzurę i już sobie coś tam śpiewa. I chuj, widać postać! Cień mężczyzny! Oboże to na pewno jej ukochany fircyk żołnieżyk - i tak to on. Ja już płaczę mocno, bo ojezusicku spotkają się po jakichś trzech tysiącach lat, no to kurwa sorry, weź nie płacz. Ale oni wyjebane, śpiewają pioseneczkę, że ojej na zawsze twoja, na zawsze twój. Se myślę, no kurwa weźta się przytulcie, pocałujcie a nie tak śpiewacie do siebie. No i w końcu zbliżają się. Ja ryczę, bo kurwa, oto ten moment, będzie kiss. Ona patrzy na niego, uśmiecha się jakby w życiu nie widziała nic piękniejszego. No dobra, ale za chwilę się pocałują, prawda? Gunwo. Chwyta go za rękę, a to nie jej ukochany firyck żołnierzyk, tylko jakaś projekcja astralna i się rozpływa w powietrzu. No nie, no kurwa nie, ryczę bardziej, bo kto to wymyślił taką okrutną baję, że się spotykają, ale nie no nara, tak wpadłem pośpiewać. I on jej mówi, że tak tak będziemy się zawsze kochać, ale nie mogę wrócić, musisz nauczyć się żyć bez mnie i cyk, znika. No i wielka rozpacz, ona w ryk, ja w ryk, u nich zapada ciemność, ta się rzuca na ziemie i w pizdu, chuj bombki strzelił.
Wszystkie stworki osrane, bo ciemność i jak tu żyć. A bogini wpadła w jakąś komorę smutku czy samotnośći czy tego i tego. I tak sobie dryfowała skulona, ale taka ładna, że sobie płakałam dalej tak patrząc na jej smutek. No i nikt tam nie mógł wejść, a istniało ryzyko, że jak bogini się tam zasiedzi to może nigdy nie wyjdzie. A gówniak mówi, a chuj, raz mi się udało, spróbuję przenikania przez ściany. Chuja tam się udało oczywiście. A młoda dotyka niewidzialnych drzwi i jeb, jest już w tej komnacie. Wszyscy łołołoł jak to zrobiła i że no nie odpierdalaj, weź wyjdź, bo Cię nie wyciągniemy. I Młoda też tam zaczeła dryfować i nagle widzi mamunie i zaczyna płakać i też się zwija w kłębek no i już chuj, wiesz że tak łatwo nie wyjdzie. Ziomki się nie poddają i pani królisiowa strzela uszkami niczym piccachu, ale to na nic. Pada na ziemie, wyczerpana. Pan króliś podbiega - ojejej, zmartwiony, już wiadomo, że tu romans na pełnej kurwie będzie.
I bogini w końcu dostrzega małolatę i mówi, hej hej nie powinno cię tu być, a to no chuj ci w dupe, ciebie też nie. A ta, że ja już zawsze będę sama (ja cały czas płaczę, jakby co), a tu masz brata, tatę i jego dupere, możecie być rodziną jak im na to pozwolisz. I śpiewa piosenkę, bo jakże by inaczej. No i ogólnie idź nakurwiaj żyćko, a ja się tu będę taplać. A młoda, o nie nie, nie jesteś sama, też masz ludzi, którzy cię kochaja - i pokazuje jej te stworki które tam się cieszą i machają hej bogini, to my. I ta cieszy michę, że no chuj, może i tak.

Wielkie pożegnanie. Bogini daje jej zdjęcie i mówi, że tak naprawdę to Młoda była darem, a nie jakieś amulety. Więc jeszcze parę łezek można uronić. Wygnany przydupas jest znowu przydupasem. Królisie się żegnają i smuteczek znowu, bo te iskierki między noskami tak strzelają, a muszą się rozstać i boże takie słodkie królisie. I młoda tak ze łzami w oczkach i wie, że nie może ich rozdzielić. Pani królisiowa podchodzi do niej smutno, a ta mówi, a chuj, wiesz co jak chcesz to zostać. Królisiowa wtf w oczkach. A młoda, że no teraz to właściwie sobie poradzi. Królisiowa się rzuca jej na szyje i tuliski idą. Potem pobiegła do Pana królisia i o jeny, weźcie sobie wyobraźcie jakie iskry szły później hehe.

Rakieta rozjebana, ale to nic, bo znowu te gryfony ich transportują. Młoda wyciąga zdjęcie z boginią i tak ogląda, ale są w kosmosie i nakurwiają szybciutko, więc zdjęcie się pali. A ta ma takie: meh, chuj w to. I cieszy michę.
Wrócili chyba jeszcze tej samej nocy. Ojciec czekał na schodach, zmartwiony. Młoda niosła gówniarza na plecach bo zasnął. A Stary nic, żadnego opierdolu, ani gdzie byliście, wyjebane.

Znowu jest jakiś czas później. Stary z duperą już po ślubie, znowu festiwal księzyca, cała rodzina przy stole i cioki dalej swoje teorie o bogini, a Młoda już nie spina dupy, tylko cieszy się pod nosem. I ma piesa teraz, bo jej mama opowiadała, że księżyca ubywa dlatego, że sobie żyje taki pies i czasami go zjada. No i jak była w tym kosmosie to go widziała. Więc ma teraz takiego samego tylko ludzkiego co nie. I sobie żyją, taka szczęśliwa rodzinka.

Koniec.



***

Dużo zbędnego pierdolenia jak dla mnie. Za mało szczegółów dotyczących historii tej bogini i jej ukochanego fircyka żołnierzyka, przez co trochę chuj wie o co chodzi. Mimo, że niby historia gówniary tu jest najważniejsza, no nie. Więc morał mamy tak: nie możesz zaakceptować nowej dupery swojego Starego - wpierdol w kosmos!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz