czwartek, 4 grudnia 2014

Kocie opowieści (rozdział III)

Pewne kocie historie czekają na spisanie gdzieś od października. Zawsze pojawiały się jednak ważniejsze tematy. Nic dziwnego, patrząc na ostatnie wydarzenia. Pewne rzeczy trzeba było z siebie wyrzucić, a przecież do tego służy ten blog. Ale, tak jak pisała Asik, jakoś ponuro się zrobiło. Zbyt ponuro. A koty zawsze świetnie poprawiają humor. Nawet jeśli to tylko kocie opowieści. Swoją drogą,  wszystkim kocim wyznawcom (i nie tylko) polecam Wielką Bajkę Kocią. Jeśli macie pod ręką jakieś berbecie, też możecie im poczytać (dobry pretekst jeśli obawiacie się przyłapania na czytaniu bajek). No, ale przejdźmy do rzeczy...

Był środek nocy w październiku tego roku, Red smacznie spała w przeciwieństwie do mnie. Ale ze snu wyrwało ją zamieszanie - do domu weszli ludzie i mieli ze sobą wielkie torby i... coś jeszcze. Red obserwowała wszystko z boku, obawiając się prawdopodobnie nadepnięcia na ogon. Ciekawość ciekawością, ale bezpieczeństwo... A nie, ileż to razy oparzyła sobie nos wąchając gorące żelazko! Że o spalonym do połowy wąsie nie wspomnę... Gdy w domu zapanował względy spokój, Red ze swoim ciekawskim noskiem ruszyła na zwiady. Obwąchała torby, buty, ludzi i... Co to?! Czemu w tym śmiesznym pudełku coś jest? Czemu to coś tak śmiesznie pachnie? O nie, to się rusza! Red zrobiła się prawie płaska i podeszła do klatki, w której siedział spokojnie czarny królik (z rasy baran, więc takie dostanie tu imię, mimo że to dziewczynka. aha i barany mają oklapnięte uszy). Baran się ruszył, Red podskoczyła i uciekła pod łóżko. Tchórz! Ciekawość jak zwykle wygrała. Po chwili Red zrobiła drugie podejście i prawie wsadziła nos do klatki. Zaciekawiony królik zbliżył swój nos do nosa kota. Red wykonała parę szybkich ruchów łapą i uciekła. Spokojnie, Baranowi nic się nie stało. W pierwszym ataku, Red nie używa pazurów. Zresztą myślę, że to ją mogły zaboleć te uderzenia w klatkę... Z obawy przed wścibską Red, królik wylądował na szafie, by tam w spokoju spędzić resztę nocy.
Po kilku dniach Baran czuł się jak u siebie, prawie. Chętnie wyskakiwał z klatki i spacerował po mieszkaniu, ku niezadowoleniu Red, oczywiście. Chowała się za rogiem i obserwowała rozkoszną czarną kulkę z długimi uszami. I to nie byłoby takie złe, gdyby ta kulka nie zbliżała się do i tak znerwicowanego kota. Cóż, Red, żeby coś obwąchać najpierw to obserwuje, potem powoli i cicho podchodzi i początkowo z pewnej odległości wącha i ewentualnie podchodzi bliżej. Baran ma zupełnie inne zasady. Tak też, gdy Red (nie)spokojnie siedziała za ukryta za rogiem, Baran radośnie kicał w jej kierunku. Red zaczęła ostrzegawczo warczeć, ale Baran miał to gdzieś i stanowczo przykicał pod sam koci nos. Red odsunęła się trochę, uniosła łapę i dalej warczała. Królik znów zbytnio się nie przejął i powędrował dalej.
I tak mijały dni. Red uspokajała się, gdy widziała Barana zamkniętego w klatce (bo jak tylko ta była otwarta, Red już siadała za rogiem i wszystko obserwowała). Pewnie wiecie, że króliki jedzą marchewki, nic nadzwyczajnego, prawda? Natomiast, dla niektórych z Was, dziwne może być to, że Red też ją uwielbia. Przy czym nie chrupie jej ze smakiem, raczej liże i ocierania się o nią pyszczkiem. Któregoś dnia Baran dostał kawałek marchewki. A że znudziło mu się spacerowanie po tym małym mieszkaniu, wolał siedzieć w klatce. Dlatego marchewkę miał przed klatką, żeby go (ją) zachęcić do wyjścia. I się udało. Ale zjawiła się Red, Baran się schował, a mój strażnik teksasu postanowił sprawdzić czy wszystko gra. Doszła do klatki i podejrzewam, że zapomniała o króliku, gdy tylko poczuła marchewkę. Zaczęła ją lizać, ocierać się o nią. Po chwili cała podłoga była mokra. Zdezorientowany Baran wystawił nos poza klatkę, ale dostał łapą w ucho. Cóż, przecież Red się nie przejmowała, że ta marchewka była Barana. Oblizała ją dokładnie, więc w imię zasady "moje zarazki" królik już nie miał nic do gadania. Marchewka się przesuwała, czasami w trudno dostępne miejsca, więc Red musiała użyć pazurów żeby ją wydobyć. I wtedy odkryła, że to też świetna zabawka! Można nie tylko ją lizać i się o nią ocierać, ale także bawić się jak piłeczką! Marchewka latała po całej chałupie, a Red razem za nią. I w ten sposób kot ukradł królikowi marchewkę...

Tyle z życia mojego kota. Póki co. Mam nadzieję, że na Waszych twarzach pojawił się szczery uśmiech.

10 komentarzy:

  1. A czytałaś może "Kot w stanie czystym"?:D I fakt trochę rozponurzenia nam się wszędzie przyda:)
    Boże...mam wrażenie, że Red jest tak samo kaleka jak jedna moja kotka, która potrafi osrać sobie nóżkę albo złamać szczękę spadając z pieca, bo zasnęła i przez sen się przeciągała :D
    Ale...niech tak nie kragnie papryki chilli :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A nie, nie czytałam.
      Hahaha tak, to dokładnie ten typ :D Ostatnio obudził mnie smród, bo zostawiła kupę na środku pokoju. I nie to, że perfidnie mi nasrała tylko nie wiem, nie dokończyła i wyszła z kuwety.
      Nie lubimy ostrego żarcia, więc nie mamy takich specjałów :D Ale uwielbia też krople żołądkowe xD

      Usuń
    2. To polecam:)
      O ja....to by się dogadały. Albo jakby się spotkały, to by była już totalna katastrofa :D
      Tyle dobrze. Bo moja właśnie chilli się bawiła.....
      O mamo, przeżyła krople? Ale w sumie, tam jest walerianka, koty kochają waleriankę :D

      Usuń
    3. No to muszę ogarnąć :)
      Myślę, że raczej to drugie :D Zwłaszcza, że moja nie przepada za towarzystwem innych zwierząt.
      Masakra!
      Weź, jak tylko ktoś bierze i później łyżeczka ląduje w zlewie to po chwili kot też tam jest xD Mama już dla spokoju kapnie jej trochę na podłogę, a ta siedzi i liże xD

      Usuń
    4. Mogę ci pożyczyć, w sumie:)
      Ja nie wiem, jak reagują moje. Bo znają tylko siebie, a są siostrami więc...to trochę co innego:)
      No to ładną ma obsesję, faktycznie :D W ogóle ze zlewem to mi skojarzyłaś, że mój drugi kot kocha w zlewie właśnie siedzieć i bada okiem kociego naukowca, jak to się dzieje, że czasem woda leci, a czasem nie :D

      Usuń
    5. No to jak możesz to super :D
      No jasne, jak żyła matka mojej to też było takie normalne.
      Śmiejemy się, że jest uzależniona xD Hahaha to musi komicznie wyglądać! :D

      Usuń
  2. Jak z reguły nie przepadam za kotami (wolę węże i jaszczurki, o! ;D ), tak bardzo lubię obserwować takie bawiące się czymś kociaki ;) Pamiętam jak kotka mojej babci sie mnie uczepiła, nie wiadomo czemu, bo mówiłam jej, że ma się ode mnie "odkleić" i iść do tych, co ją uwielbiają, chcą głaskać i pieścić, ale nie - ta się przyczepiła do mojej nogi i ani rusz... to jej rozsypałam swoje szklane kulki w przedpokoju - ganiała za nimi jak głupia, raz po raz przezywając zderzenia ze ścianami ;P
    A ta Red to też agentka - marchewkow w dodatku ;D Kto musiał mys podłogę po kociaku?^^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A wiesz, że ja dopóki nie miałam swojego kota to też tak średnio je lubiłam :P No właśnie, najlepsze w kotach jest to, że częściowo nie wyrastają tych z małych kociaków. Dalej są śmiesznymi czubkami xD I koty wiedzą jak ktoś ich nie lubi, a że są złośliwie to właśnie się do takiej osoby przyczepią :D Więc jak na przyszłość chcesz mieć spokój - polub kota :D
      Dokładnie :D A nie pamiętam już nawet xD

      Usuń
  3. Uwielbiam te Twoje kocie opowieści xD
    Już widze, jak biedna Red odskakiwała od tego żelazka :P Mały świr...
    A z tą marchewką to urocze, mogłabyś to nagrać i wrzucić w jakąś kompilację "funny animals" na yt xD

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na szczęście mój kot dostarcza mi materiału do pisania :D
      A nie, specjalnie nie przejmuje się oparzeniami tylko potem pół dnia liże nos :D Mam nagrane, ale dobrze nie widać co robi xD

      Usuń