piątek, 9 stycznia 2015

Łez moich wina

Przepraszam. Tak strasznie cię przepraszam. - szeptałam zapłakana leżąc na łóżku w pozycji embrionalnej. Bo wiem, że moje łzy mogą Ci ciążyć... Moje, tak gwałtowne, łzy.
-Który dzisiaj? Czwarty?
-Fuck...
-Co jest nie tak z czwartym?
-To, że jutro jest piąty...
Wiesz, nie chciałam żeby każdy piąty dzień miesiąca przywoływał ból. Nie chciałam odliczać, krzyżować się tym. Ale (jeszcze) nie umiem przejść obojętnie. A może nie chcę... Przecież nie ma nic złego w symbolicznym zapaleniu świeczki. Chciałam żeby ten dzień był Twój. Chciałam katować się listami, zdjęciami, smsami, Twoim blogiem. Zadzwoniłam po A., wypiłyśmy gorącą czekoladę, czytałyśmy horoskopy (pamiętasz jak zazdrościłeś mi horoskopu na październik? miał przynieść coś innego...), znów opowiadałam jej o Fridzie, a ona zapytała o Ciebie... Uciekając wzrokiem odpowiedziałam jak najszybciej mogłam. Udawałam, że nie widzę tego jak ciężko mi się o tym mówi. Och, jak mogłam nie widzieć? Oczy zachodzą łzami, próbuję się nie rozkleić. A wtedy zawsze próbuję się obronić przed tymi emocjami i chowam się za cynizmem i pluję jadem. I tak kończy się moimi łzami.
Włączyłam laptopa specjalnie żeby to napisać. Patrzę na zbyt biały ekran, opuchniętymi od płaczu oczami. Od czasu do czasu spłynie jeszcze jakaś spóźniona łza. Skąd ich tyle we mnie?
Parę godzin wcześniej obżerałam się ciastkami aż zrobiło mi się niedobrze. Mój argument na nocne podjadanie nie miał siły przebicia tym razem. Westchnęłam smutno pakując kolejne ciastko do buzi. A jutro będę ryczeć, że jestem tłusta! (i nikt mnie nie przeleci)
Włączyłam Twoje zdjęcie. Zalała mnie fala czułości. Zawsze się uśmiecham, gdy widzę te Twoje roześmiane oczy. Dotknęłam wyświetlacz telefonu jakbym dotykała Twoją twarz. Cholera, czemu cię już nie ma?! Poleciały pierwsze łzy, a ja chciałam zobaczyć więcej zdjęć. Weszłam na maila. Ten jeden mail, ten najboleśniejszy wirtualny list patrzył na mnie zachęcająco. Zaczęłam czytać i już nie byłam w stanie opanować łez. Piękne, bolesne słowa. Najboleśniejsze pożegnanie. Jakim cudem nie poryczałam się, gdy czytałam to pierwszy raz? Bo wtedy jeszcze żył... Tyle Twojego bólu przemieszanego z moim cierpieniem. "Nie chcę cię stracić". Cholernie nas przerosła ta sytuacja, co? Nie chcieliśmy się wzajemnie ranić, bo własne cierpienie było nieistotne. Nie chcieliśmy się wzajemnie stracić, ale rozsądek kazał rezygnować. Nie dało się żyć jak wcześniej. Chociaż spróbowaliśmy, prawda? Te słodkie kłamstwa, w które nie wierzyliśmy. Piękny teatrzyk. Udawałeś, że nie masz wyrzutów sumienia, a ja, że już nie boli.
Dawno tak nie płakałam. Pora uciec w końcu w męskie ramiona? Czy właśnie dlatego akurat dzisiaj przeczytałam ponownie tego maila? Przecież wiem, co o tym myślałeś. Co sama myślałam... Jeśli nie pomoże to będzie gorzej. Ale co wtedy? Przyjdę z płaczem do Ciebie? Kurwa, przecież zawsze byłeś. Zawsze. Można było do Ciebie przyjść z każdą pierdołą, a Ty byłeś. Byłeś jebaną ostoją, moim punktem zaczepienia, gdy zaczynałam się gubić. Geez, zrobiłeś to, co? Puściłeś mnie samą w Biesy... Mnie, wiecznie zagubionego Ryjka. Miałeś mieć ubaw, a mam wrażenie, że jest Ci mnie żal. Albo, jak to Ty, wynajdziesz z tego głęboki morał. A ja nie chcę się już gubić, wiesz? Jestem tym zmęczona.  A teraz nie mam Włóczykija, z którym mogę odpocząć, słuchając jego kolejnych opowieści. Ale przecież nie mogę ciągle odpoczywać, nie? Muszę iść, nawet jeśli znów się zgubię i nikt mnie nie znajdzie. Muszę znaleźć się sama. Chociaż to trudne, gdy niczyje światło nie oświetla drogi i nie widzi się nawet własnych dłoni. Jak w takiej ciemności znaleźć siebie? Jak rozpalić tę iskierkę, gdy gaszą ją łzy?
Tak cholernie mi Ciebie brakuje. Nie potrafię przestać płakać, chociaż wiem, że byś tego nie chciał. Tak mi ciężko bez Ciebie. Tak źle, że czasami nie chce mi się żyć. Wszystko mi się z Tobą kojarzy, ale to akurat wywołuje uśmiech. Jak wspominanie tych wszystkich durnych pomysłów jakie mieliśmy. Tęsknię za naszymi rozmowami tak długimi, że zapominałam o kolacji, a Twój pies za długo czekał na spacer. Tęsknię za radością jaką mi dawałeś. I energią. Chodziłam uśmiechnięta tak bardzo, że kolega brata zapytał czy jestem pijana. Byłam szczęśliwa, wiesz? Teraz też bywam. I wierzę, że znów będę. Ale nie umiem pozytywnie patrzeć na świat w takich chwilach jak teraz. Nie, gdy bolą mnie zatoki od płaczu. Te cholerne zatoki, z których się śmiałeś, gdy napisałam, że nie choruję, a wiecznie marudziłam na ból. Napisałam, że nie chorujemy. Wierzyłam, że będzie dobrze. Zaśmiałeś się, że tak nie chorujesz, że pewnie kiedyś umrzesz na serce. Za często to powtarzałeś, wiesz? Przestało śmieszyć. A teraz tylko wzdycham, gdy o tym myślę. Nawet tych durnych żartów mi brakuje.
Dawno mi się nie śniłeś. Może to stąd ta nagła tęsknota? Mój głupi łeb znów czuje się opuszczony. Bo ostatnio nawet tam Cię nie ma. Nie ma Cię nigdzie. Tylko w wspomnieniach i skojarzeniach. Nie czuję, że jesteś. Pożegnałam Cię już na dobre tamtą piosenką? Och...

16 komentarzy:

  1. czasem trzeba pozwolić sobie na lży..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, przecież też pomagają, bo oczyszczają w pewien sposób.

      Usuń
  2. Och, rety....nadal jest ciężko, prawda? Zwłaszcza piątego, nic dziwnego. Mi też było. Może nie tak, może w inny sposób, po mojemu, bo każda z nas opłakuje tą samą stratę, ale jednak inną, każdy z nas reaguje inaczej....i to będzie wracać. Nie mówię nie płacz, z czasem się ułoży, nie będę mówić nie grzeb w bólu...bo gdy rany są za świeże, aż same proszą się o rozdrapywanie. A to chyba dlatego, że nadal są zakażone. To chwilowe strupy, które powstają, żebyśmy w ogóle przetrwali. Ale zbiera się pod nimi coś cały czas...i to musi wypłynąć. Nie można tego hamować. Ból domaga sie by go odczuwać jak było w Gwiazd naszych wina, pewnie czytałaś. I to prawda. Ale też do bólu nie można się przywiązać. I trzeba znaleźć w tym jakieś wypośrodkowani i...ja mam wrażenie, że sobie radzisz. Może się mylę. Idziesz z dnia na dzień, czas łagodzi...a od czasu do czasu można zapłakać. Nic w tym złego, choć proszono nas, żebyśmy nie płakali. Ale akurat wiem, o co tu chodziło. Nie o dosłowność. A o nie przywiązywanie się..bo i też niektórym trzeba dać odejść. Czasem nasz ból i ich przywiązuje, jak w dawnych opowieściach przecież.
    Więc jeszcze niejedne łzy pewnie popłyną...boleć będzie. Ale damy radę, co nie Ryjku? Poradzimy sobie. A wiesz dlaczego? Bo tak naprawdę światło i drogowskazy mamy w sobie. My nie potrzebujemy żadnej pomocy, żeby iść i się nie gubić- zresztą, czasem sie zgubić trochę jest bardzo dobrze. Ale damy radę, bo nie tylko tęsknota i ból w nas, ale też to, co silne, trwałe i dobre. A czasem możemy sobie i we dwie poryczeć czy coś:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Właśnie piątego nie było tak najgorzej. Obejrzałam znów Popiół i śnieg, a to takie piękne i jakoś uspokaja, więc może dlatego. A dzisiaj jeszcze nie mogłam jakby uwierzyć, że go nie ma, że nie żyje. Jakbym dopiero się dowiedziała, albo wybudziła z tego snu, w którym wydawało mi się, że to jakoś zaakceptowałam. Tak się to wzięło, nie wiem skąd. Teraz to zabrzmi może śmiesznie, ale nie czytałam Gwiazd naszych wina xD Kiedyś chciałam obejrzeć film, potem stwierdziłam, że najpierw przeczytam, ale Królik mówił, że taka średnia książka to znów chciałam obejrzeć, ale... teraz chyba nie byłabym w stanie czegoś takiego oglądać. Jestem masochistką, ale chyba nie aż taką. I też myślę, że sobie jakoś radzę. To tylko jeden z tych gorszych momentów, które przecież też muszą być. Może za często hamuje łzy, więc to wszystko jakoś się zebrało i musiało w końcu jebnąć. Chociaż to powoduje jakieś wyrzuty sumienia. Myślałam, że faktycznie pozwoliłam mu odejść, bo tak jak pisałam, nawet już mi się nie śni, a tu znów wyje po nocach.
      Wiesz, jakbym w nocy nie zasiadła do pisania to nawet jeśli bym chciała napisać to wszystko dzisiaj, już by się nie udało. Bo po tym wyciu nawet robi się jakoś lepiej, trochę mniej boli. Więc i następne takie chwilę przetrwamy, no nie? To światło czasem przygasa, ale przecież jest. Co to byłby za Ryjek, który się nie gubi? :> Myślę, że to ryczenie wspólne jest nieuniknione, ale coś czuję, że będzie więcej ryczenia ze śmiechu tej :D

      Usuń
    2. Po prostu przyszło po swojemu, kiedy chciało i uderzyło...może tak przy okazji, filmu który się kojarzy, daty...a może po prostu. Znalazło znowu swój moment i nie trzeba pytać, dlaczego. Stało się. Zeszła...kolejna warstwa, jak ja to ostatnio mówię. Bo mam wrażenie, ze to warstwy kolejnego dochodzenia do siebie, takie odwijanie kolejnych bandaży, zanim rana się całkiem zagoi. Na pewno wiesz, o co mi chodzi.
      I może lepiej, nic szczególnego. Chociaż wiele ludzi płakało przy tej książce ponoć. Ja nie, ale przywykłam do onkologii może. Albo umierania. Dlatego no...też mówię jak on. Średnia. Więc i z tego powodu lepiej nie i tego drugiego. Przesadny masochizm niewskazany ani trochę :P
      I wyj i nie miej może i wyrzutów tylko...nie zapominaj o drugiej stronie. A będzie w porządku, no:) Wiem co mówię:)
      Też prawda, musisz sie gubić. Tak samo jak ja :D Dosłownie. Nawet w Poznaniu się gubię. Co ja mówię. Ja w Wolsztynie się gubię :D
      Możliwe. Zwłaszcza jak szop się spierze :D

      Usuń
    3. Omg, "Up" na tvp2 <3 (musiałam się tym podzielić xD)
      Dokładnie tak, jebło i tyle :) Coś jest w tych warstwach, kurde.
      To ja na pewno byłabym w tej grupie ryczących xD Ale pewnie kiedyś obejrzę, bo film wydaje się dobrze zrobiony.
      Ciężko czasem się pozbyć wyrzutów, nie? :>
      Piona w takim razie! :D Moja mama pewnie będzie wydzwaniać co chwilę czy się nie zgubiłam tej :D
      Hahaha jakie cudne "szop się spierze" <3 :D

      Usuń
    4. Nie mam telewizora w Poznaniu, spadaj :P Ale też bym musiała, więc wybaczam :D W ogóle czemu fajne filmy lecą, jak mnie nie ma przed tv?:D
      No w sumie film potem z Mateuszem, kumplem z roku obejrzałam. I...powiedzmy, że wierna adaptacja książki:)
      A pewnie. Ale trzeba :P Tyle rzeknę :P
      No moja aż tak nie dzwoni, za to dzwoni Wojtek :D
      No, zapamiętaj to, koniecznie :D To jest wręcz hasło imprez "oho, już szop się sprał":D

      Usuń
    5. Dlatego oglądam za Ciebie :D Wiesz, zawsze fajny film można obejrzeć później na kompie, więc w sumie to żadna strata. Chociaż z drugiej strony jak już się coś widziało to chyba tak często się tego nie ogląda, a jak przypadkowo leci w tv to się ogląda, czy coś xD
      Czasem film może odbiegać, bo jak dobrze zrobiony to się przymyka oko :D
      No dobrze, nie kłócę się już xD
      Nie no moja też nie. Zawsze się śmieję, że mnie zamordują i będę tydzień martwa leżeć gdzieś w krzakach to może jej się przypomni po takim czasie żeby zadzwonić xD Ale wie jak się gubię, więc może zadzwoni xD Chociaż jak się zgubię to raczej ja będę dzwonić xD
      Hahaha zapamiętam na pewno, bo jest genialne :D

      Usuń
    6. No widzę właśnie, widzę :D A wiesz, ja mam akurat filmy, które kocham powtarzać. I Odlot jest jedną z nich.
      No tak, bo też nie da się całkiem dokładnie zekranizować. Ale jak są rażące odstępstwa, to często szału dostaję :D
      Nie no, z moją aż tak bardzo nie jest :D Jak jednak nie wie gdzie jestem, to zaczyna się denerwować :D
      Słusznie :D

      Usuń
    7. Ja w sumie też tak mam :D Tak jak ostatnio leciala Sala samobójców - oglądałam. Już myślałam, że jak widziałam to tyle razy to nie będę ryczeć - ryczałam xD Lejdis też zawsze oglądam. I Titanica :D I Agusta <3 I w ogóle masę innych, no :D
      Hahaha ja tak samo :D Staram się przemówić do łba, że to przecież film, że też reżyser miał swoją wizję na to i nie mogę oceniać przez pryzmat książki. Ale to takie trudne xD
      No moja przeważnie wie, ale jak się długo nie odzywam i potem wracam do domu to foch, że nie wiedziała co się ze mną dzieje, ale nie dzwoniła nawet żeby sprawdzić xD

      Usuń
    8. Ryczysz na tym? Cholera, ja to jestem nieczuła, zupełnie mnie ten film jakoś nie rusza...A Lejdis to nawet nie widziałam, na Titanicu zasypiam...:D
      Dokładnie. Po prostu, za bardzo się do literek przywiązujemy chyba :D
      No to nie ma powodu do focha akurat :D

      Usuń
    9. Przecież ja potrafię ryczeć na reklamach nawet! xD A się kiedyś z Nosowskiej śmiałam jak mówiła, że niektóre reklamy ją wzruszają xD Lejdis to już dla mnie kultowe :D Jak mieszałam na stancji, wiesz 4 baby to wino, lody i Lejdis i potem refleksje po winie, opowiadanie łzawych historii i grube rozkminy :D
      Albo do własnego wyobrażenia tego cośmy przeczytały, o :)
      Weź jej to przetłumacz :D W ogóle się śmiałyśmy dzisiaj jak jej opowiadałam żeśmy się dobrały z tym gubieniem się i mówiła, że jak coś to będzie pod telefonem i może robić za nawigację :D

      Usuń
  3. Ryjku Kochany...
    Na początku chciałam Cię zjebać, że znowu się katowałaś, ale sama to ostatnio robiłam, nie robiąc tego, co może właśnie powinnam. Nie sięgnęłam po list, który zawsze przecież pomagał.
    Też tęsknię, też nie mogę sobie z tym poradzić czasem, ale ja nie mogę już płakać. Nie wiem dlaczego. Czasem spłyną dwie łzy i to wszystko. A one przecież tak oczyszczały.
    Więc płacz Ryjku, kiedy tylko będziesz musiała, kiedy Cię najdzie. Niedługo razem sobie popłaczemy, może ja pęknę też, a jeśli nie, to chociaż wysmarkasz mi się w koszulkę, o. I ja mam nadzieję, że to będzie szybciej, niż przed Woodem, serio. Bo po każdych łzach trzeba w końcu wytrzeć nos. I one zawsze przynoszą jaką ulgę. A jeśli to robią, to może właśnie są dobre?
    I ten głos, te drogowskazy są w nas, jak mówiła Ci wyżej Frida. Musimy się tylko w nie wsłuchać, bo co nam innego pozostało tak naprawdę? Smutne i prawdziwe, ale przecież nie tak dołujące, jak te katowanie siebie, prawda?
    Mocno Cię przytulam do serducha :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz ja pewnie jeszcze wiele razy będę wracała do niektórych słów i to niekoniecznie tych z tego ostatniego listu. Po prostu.
      Wiem o co chodzi. Miałam tak po złamanym serduszku. Chciałam to wypłakać a nie mogłam. Wtedy się docenia nawet to wycie w nocy.
      Tak jak pisałam Fridzie, na pewno się popłaczemy i na pewno też ze śmiechu :* A gdy nie można płakać to czasem te łzy śmiechu zmieniają się w te smutne właśnie i to też przynosi niesamowitą ulgę.
      Są i zawsze były, tylko w takich chwilach ciężko to dostrzec.
      <3

      Usuń
  4. Masz prawo płakać. Przecież straciłaś kogoś naprawdę ważnego, prawdziwego przyjaciela. Kurde, teraz to i ja się rozkleiłam, a to mi się rzadko zdarza podczas czytania obojętnie którego wpisu na czyimś blogu :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne, ale czasem myślę, że może mu to jakoś ciąży, ten smutek, żal ludzi, którzy za nim tęsknią.
      Ojej, starczy już mazania się tej :D

      Usuń