niedziela, 11 stycznia 2015

"Każdy ma prawo być takim, jakim chce", czyli autobusowe opowieści

Po ostatniej ciężkiej nocy, przyszły ciężkie dni. Rozchorowałam się trochę, być może z nadmiaru tych emocji właśnie. Przecież ciało reaguje na takie rzeczy. Już nie raz się o tym przekonałam. I tak też piszę teraz jakby na delikatnym haju po lekach. Albo wróciły zawroty głowy, które wczoraj utrudniały funkcjonowanie. Już w piątek postanowiłam, że na sobotnie zajęcia się nie wybieram. Przeczucie? Być może. Momentami miałam problemy z utrzymaniem równowagi, więc jeszcze bym wpadła pod samochód. Dzisiaj musiałam jechać, chociaż okazało się, że niepotrzebnie. Ale czy na pewno?
Nie czułam się tak źle jak wczoraj, ale dobrze też nie było. Zrobiło mi się miło, gdy zobaczyłam uśmiechy dziewczyn na mój widok. To może dziwne, ale trochę się bałam ich reakcji, gdy powiem że się źle czuję. To chyba pozostałości po pewnych znajomościach, gdzie przeważnie słyszałam, że wymyślam, że stracę zajęcia, że obecność i tylko jedna czy dwie osoby okazywały się wyrozumiałe. A te dziewczyny, do których na początku podchodziłam cholernie sceptycznie (pewnie też przez tamte znajomości) same pytały co mi jest. Usłyszałam nawet, że to dobrze, iż wczoraj nie przyjeżdżałam, bo bym się tylko męczyła. A na odchodne wszystkie życzyły mi dużo zdrowia. Chyba tym razem dobrze trafiłam, co? Nawet bardzo dobrze. Bo jedna z nich, ta którą najbardziej polubiłam, ta najmłodsza i najbardziej roztrzepana miała dla mnie mały prezent (po)świąteczny. Kurczę, wiedziałam, że ma mieć coś dla mnie jakby w rewanżu za kartkę, którą jej wysłałam, ale nawet drobiazg to przecież więcej niż kartka. Zrobiło mi się cholernie miło, zwłaszcza gdy czułam, że z moich wnętrzności robi się wielka galaretowata kupa. Gdy czułam, że przyjechałam niepotrzebnie, ten mały gest sprawił, że zmieniłam zdanie. Bo nawet jak teraz będę dłużej dochodzić do siebie to było warto.
Doczłapałam się na dworzec i z rezygnacją patrzyłam na najbliższe połączenia. 1,5 godziny czekania, a znów zapomniałam słuchawek, super. Siedziałam na śmierdzącym moczem dworcu (jak to dworce mają w zwyczaju przecież), patrzyłam na ludzi. Poczułam dziwne ukłucie, gdy weszło paru bezdomnych facetów. Poczułam irracjonalny lęk, że kiedyś tak skończę. Kurde, przecież każdy z nas może tak skończyć, prawda? Nie chciałam się przywiązywać do tej myśli, więc zajęłam się pisaniem smsów, bo i czytać nie miałam co (chyba, że notatki, z których wcześniej się uczyłam). Czas zleciał mi dosyć szybko. Wślizgnęłam się do autobusu i poczułam przyjemne ciepło. Ściągnęłam kurtkę i szalik, odruchowo sięgnęłam po telefon, ale przypomniałam sobie, że nie mam słuchawek. Kolejny "przypadek".
Za mną usiadł starszy, elegancki pan. A za nim jakiś młody chłopak. Wybór miejsc okazał się kluczem podróży. Po przejechaniu zaledwie kilku kilometrów (a może nawet nie, nie pamiętam, jestem naćpana lekami) było już słychać pociąganie z butelki. Uśmiechnęłam się pod nosem. Ma pan ochotę? Usłyszałam jak Starszy Pan zwraca się do chłopaka. Pomyślałam, że koleś teraz wpadł, bo wiadomo jak to z takimi jest, lubią sobie pogadać i też przecież nie ma co ich za to winić. A jak sobie jeszcze popiją i język jeszcze bardziej się rozplątuje. Wiecie, Starszy cały czas zwracał się do chłopaka per pan lub panie kolego. Do gówniarza, który mógłby być jego wnuczkiem. Co powiedział, że już da mu spokój, bo widział, że nie za bardzo ma ochotę rozmawiać to coś mu się przypominało i znów się do niego obracał. A to pokazał zdjęcie z młodości, a to poczęstował kanapką/batonikiem/ciastkiem (nie chce pan? no, proszę wziąć. nie? eeee, nie wie pan co dobre. wpadniesz pod samochód i będziesz żałował, żeś nie wziął, o.), a to zapytał dokąd jedzie, gdzie pracuje i nawet jak tamten mu nic nie odpowiadał to sam mówił o sobie. A przeważnie albo nie odpowiadał, albo mówił bardzo zwięźle, żeby uciąć temat (-daleko pan jedzie? -daleko. -a dokąd? -do domu). Cóż, dziadek chciał sobie trochę pogadać, a chłopakowi przecież by nic się nie stało jakby odpowiedział w uprzejmy sposób. Ale nic na siłę, prawda? Starszy jednak nie dawał za wygraną, mimo, że sam w pewnym momencie zauważył, że się narzuca. Ale chyba go trochę irytowały odpowiedzi chłopaka, bo powiedział: coś pan taki... zdegustowany jakiś. zmęczony pewnie, co? eee... pan to taki... zdegustowany. żeby w takim wieku tak... eee. młody chłopak, a taki jakiś... ale każdy ma prawo być takim, jakim chce. ale ja tam takich nie lubię. w wojsku też tacy byli, widzi pan. śmiałem się z nich, że się do niczego nie nadają. a jeden doktorat zrobił, drugi prałatem został...Uśmiechałam się znów, słuchając tych opowieści. Ale było trochę mi żal Starszego, bo nie mógł porozmawiać tak, jakby chciał i chłopaka, bo może faktycznie był zmęczony, chciał odpocząć w autobusie... -A jesteś żonaty? -Nie. -Tak myślałem. Zarzucił mu jeszcze, że jest za bardzo zamknięty i że musi się otworzyć na ludzi. Potem chłopak wysiadł.
Siedziałam z nosem w telefonie, gdy usłyszałam kocha?, obróciłam się i ujrzałam twarz Starszego wciśniętą między oparcia foteli. Dzieci zawsze tak robią, więc wyglądało to komicznie. Takie duże dziecko z iskierką w oku i uśmiechem od ucha do ucha. Po chwili padły standardowe już pytania typu dokąd jadę itp. Pani to taka fajna, a nie jak ten... prawiczek. Jakiś taki... miękkim tym robiony. Jak to te kobiety dzisiaj mają... Noo, z takimi "miękkim tym robionymi" to nie ma łatwo! Bo faktycznie, jeśli, załóżmy, większość kobiet chce spotykać się z facetem z jajami, który, gdy trzeba, pierdolnie ręką w stół, rzuci na łóżko; a takie kobiety spotykają w większości takich... prawiczków bez jaj, gdzie to one mają większe jaja to jak to ma funkcjonować? Oczywiście są i kobiety z jajem, które takich właśnie potrzebują. Jak zawsze, kwestia jakiegoś dobrania się. Ale jednak, gdy tak po kolejnej randce stwierdza się, że ma się większe jaja od faceta to można się trochę zdołować. Chociaż, wiecie co, Betty White tak ładnie powiedziała: Czemu ludzie mówią ,,mieć jaja". Jaja są słabe i wrażliwe. Jeśli chcesz być twardy miej waginę, ta znosi w życiu prawdziwy łomot. I może tego się trzymajmy! Może już nie trzeba do "kobieta" dodawać "z jajem". Wystarczy samo "kobieta". A nazywanie faceta cipą stanie się komplementem? Tak, też w to nie wierzę. Bo i te słabe, wiotkie, mimozowate kobiety istnieć muszą, żeby ktoś mu je odnaleźć i pokochać, bo właśnie takiej kobiety pragnie. Ale ja taka nie będę. Ja mam waginę, a nie słabe jaja. A jeśli facet ma za mało tej waginy w sobie żeby to przyznać i umniejsza waginom twardości to faktycznie nie tylko ma te swoje słabe jaja, ale i takim jajem jest. Ale niech znajdzie sobie kogoś, kto będzie myślał podobnie i niech sobie żyją długo i szczęśliwie. 
A da się pani zaprosić na kawę? - spojrzałam zdezorientowana na Starszego, wybita ze swoich myśli, patrzyłam chwilę na niego z rozdziawioną buzią i nie wiedziałam co powiedzieć. Jasne, mnie to zawsze podrywają tylko starsi panowie.
Opowiadałam mamie o tym, co mnie spotkało. Wypiłam leki i jak zawsze po nich, zasnęłam. A raczej dosłownie padłam. Po lekach, po zmęczeniu, po tych trochę bezsennych nocach. Myślę, że wszystko się skumulowało i moje ciało zrobiło piękny reset. Dalej nie czuję się rewelacyjnie, ale cieszę się z moich dzisiejszych małych przygód. Cieszę się, że są ludzie, którzy martwią się moim zdrowiem, którzy dzielą ze mną te małe chwilę radości, którzy dzielą się też swoim życiem przecież; ludzie, którzy małymi gestami wywołują uśmiech, z którymi można się śmiać po nocach (tak, tak, ja te nastolatki z filmów!). Dzięki tym gestom, niespodziewanym przygodom, dzięki ludziom, chociaż na duszy jest mi lepiej. A wierzę, że skoro na ryjku pojawia się uśmiech, mimo zmęczenia to i ciało szybciej dojdzie do siebie. Może nie podda się tak łatwo chorobie, jak to miało w zwyczaju, może zawalczy i nie da się rozłożyć całkiem. Może moje ciało przestaje być jajem i staje się waginą.

10 komentarzy:

  1. Wow, ale przygoda :) Podejrzewam, że na Twoim miejscu bym zwiała, bo jak taki gość się przyczepi, to już się nie odczepi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No w autobusie na bardzo było gdzie zwiewać :D Poza tym wiedziałam gdzie wysiada, a do jego przystanku nie było tak daleko :D I kurczę, co mi szkodzi chwilę z nim porozmawiać. Co prawda proponował dziwne rzeczy, ale jak odmówiłam to się nie narzucał z tematem :)

      Usuń
  2. Polubiłam tego staruszka z Twojego wpisu :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Najważniejsi są ludzie na których można polegać. Bez nich to i świetne zdrowie i kupa pieniędzy blakną :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście, tacy ludzie i chwile z nimi są cenniejsze od pieniędzy :)

      Usuń
  4. Ach, kochani starsi panowie w autobusach, gawędziarze i gawędziarki, przypadkowi przyjaciele jak to mówił Kordian. Kocham ich opowieści nieraz, chyba że mam naprawdę paskudny dzień, gdzie głowa boli i co ino i nie mam siły wysłuchać. Ale tak? Takie rozmowy potrafią rozjaśnić dzień,albo zmienić spojrzenie na rzeczywistość. A czasem potrafią i zaskoczyć zdobytą nawet wiedzą.
    I właśnie w tym rzecz- my nie mamy jaj, mamy waginę, więc mamy całkiem inny rodzaj siły po prostu. Zresztą, o kobiecej sile to ja bym mogła i mogła godzinami, więc nie zaczynam przynudzać :D Fakt faktem, wszyscy nagle zgłupieli z tym szukaniem męskości i kobiecości na siłę jakimś, wpisywaniem ról, podziałami...zamiast po prostu zająć się byciem sobą. I wspólnym życiem, Takie mam nieraz przykre wrażenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przypadkowi przyjaciele, ładne. No właśnie ja byłam strasznie ciekawa co dziadek ma do powiedzenia skoro tak bardzo chciał sobie z kimś pogadać. Dlatego trochę podsłuchiwałam :D
      Haha no nie wątpię, że mogłabyś gadać i gadać na ten temat :D
      Z jednej strony tak, ale z drugiej strony myślę, że jest wiele osób, które chcą jakieś granice przesunąć - co chwilę trąbią o gender przecież :D Pomijając to trąbienie, gdzie nawet nie wiedzą co to znaczy, oczywiście xD

      Usuń
    2. A i podsłuchiwać nieraz można i to nic złego, jak mówiła moja znajoma z roku, jak kiedyś zawiesiła się i kumpel do niej "nieładnie podsłuchiwać" ta odparowała, jeszcze zawieszona że "uczestniczy biernie w tej rozmowie" :D Także, czasem i bierne uczestniczenie jest dobre :D
      Ano, tak jakoś wychodzi, aż do porzygu znudzeniem tematu :D
      No tak, ale przecież...granic i tak nie ma i to proste i oczywiste. Ale no, ludzie wszystko muszą po prostu przegadać, analizować, tworzyć problemy gdzie ich nie ma, zamiast przyjąć wprost, no nie ?:D

      Usuń
    3. Ja lubię słuchać cudzych rozmów :D Nawet jak mijam ludzi na ulicy i słyszę strzępki rozmowy to się zastanawiam o czym gadają, albo jak się kłócą to mam bekę (zwłaszcza pary xD). A tak biernie to ja zawsze uczestniczę, bo przy kilku osobach to nie gadam aż tyle jak sam na sam i jak ktoś mnie "wyręcza" w odpowiadaniu itd., to tylko słucham xD
      Zdarza się i tak :D
      No dokładnie :D

      Usuń