sobota, 16 stycznia 2016

Kolejna nie-recenzja, czyli redcar płacze na gównianych książkach

Obudziłam się z niepokojem, z opuchniętymi oczami, mokrymi od łez. Widma poprzedniej nocy były jeszcze wyraźnie. Emocje, które nie do końca były moje. Próbowałam wbić się w rzeczywistość, chwycić się jednej realnej rzeczy, żeby wiedzieć kim i gdzie jestem.

Po tym masakrycznym tygodniu, z bolącym gardłem, po prostu zasnęłam. Nie jadłam obiadu, nie miałam apetytu. Jak odpoczęłam, powoli zbliżała się godzina żeby... położyć się spać. Sięgnęłam więc po książkę. Jedna z tych cudownie odnalezionych w biedrze. Kochani, dlaczego się poddaliście? Uważam, że polski tytuł jest beznadziejny, bo oryginalny brzmi tak: Love Letters to the Dead. Jak można wywnioskować z angielskiego tytułu, jest to powieść epistolarna. A listy pisane są do zmarłych sławnych przez szesnastoletnią Laurel, która straciła starszą siostrę. Całość jest napisana... kiepsko. Jest dużo błędów, co może być wina wydawnictwa, tłumaczenia czy tego, że to książka z biedry za 9,99zł, ale ogólnie brak akcji jest. Tylko, że czasem nawet takie kiepskie książki dla nastolatek potrafią poruszyć. Chciałabym żeby ktoś zrobił ekranizację. To dalej byłaby płaczliwa historia dla nastolatek, ale film, który powstawał w mojej głowie był całkiem niezły. I myślę, że byłby to jeden z tych niewielu przypadków, gdzie film byłby lepszy od książki. Już widzę ten ładny, choć może banalny wstęp: ładna, spokojna muzyka, miasto z lotu ptaka, kamera zbliżająca się do budynku szkoły i w tle głos Laurel, która czyta swój pierwszy list - list do Kurta Cobaina, w tle słychać gwar rozmów i śmiechy, i oto jesteśmy - pierwszy dzień szkoły, pierwszy dzień w liceum, poznajemy Laurel. Wiem, wiem, problem z ekranizacjami polega na tym, że są zrobione inaczej niż sobie wyobrażaliśmy.
Czytałam kolejne listy, poznawałam tajemnice, lęki i tęsknoty Laurel. I tak bardzo widziałam w tym siebie, choć nie w ten oczywisty sposób. Zawsze chciałam mieć siostrę. Najlepiej starszą. Prawdziwą i najlepszą przyjaciółkę. Myślę, że to jest zupełnie inna i bardziej niezwykła relacja niż brat-siostra. Sekretne, kobiece, siostrzane relacje muszą być silniejsze. Co zresztą pięknie opisuje Stephan King w Dolores Claiborne. Oczywiście, napatrzyłam się też na nienawiść między siostrami, bo pewnie nawet starszy brat nie wkurza tak jak druga baba. Ale mimo wszystko, uważam, że jest w tym coś niezwykłego. Może zawsze się tak myśli, o czymś czego się nie ma. Bo prawdziwej siostry nie zastąpiły mi przyjaciółki, choć nazywane siostrami, nigdy niby nie były. Nawet ta jedna z kuzynek, która naprawdę była jak starsza siostra, nie dała mi tego czegoś. Był krótki moment, w którym czułam "jak to jest mieć siostrę", gdy spędzałam czas z byłą dziewczyną mojego brata. Mimo, że przecież była dla mnie obcą osobą, potrafiłam jej powiedzieć więcej niż własnemu bratu. Sekretne porozumienie. I wiem, że pewnie byłabym w cieniu siostry, gdybym ją miała. Przecież w cieniu brata też w jakiś sposób byłam. Ale jednocześnie on był trochę w moim. Tak jak Laurel była trochę w cieniu swojej siostry, May, którą podziwiała i chciała być taka, jak ona. A May... May była tylko zagubioną nastolatką, która opiekowała się swoją siostrą w taki sposób, że łzy napływały mi do oczu. Chociaż właśnie w tym aspekcie zawiodła ją najbardziej, zostawiają ją samą ze starszym facetem, który ją molestował. To słowo nie chciało przejść Laurel przez gardło. Jedynym jej życzeniem zawsze było to, żeby May była szczęśliwa, a sądziła, że jak jej wszystko powie, May będzie smutna. I gdy w końcu się przełamała, tak się stało, a potem May spadła z mostu. Spadła? Skoczyła? Poślizgnęła się? Nie wiemy. Ale Laurel postanawia nikomu nie mówić o swojej krzywdzie, bo myślała, że to dlatego May zginęła. Dźwigała w sobie ból, tajemnice, tęsknotę i poczucie winy, chociaż to ona była ofiarą.
Listy do zmarłych, tęsknota za nimi, uporanie się z demonami przeszłości, odwaga by powiedzieć co się stało... Laurel, w której odnalazłam część siebie. Tą, która pisze listy do zmarłych, bo tak jest łatwiej. Tą, która nie potrafi mówić o tym, co ją spotkało i nadal, nie potrafi sobie z tym poradzić. Tą, która tęskni, bo czuje stojąca za plecami śmierć, mimo że nie dosłowną, czuje jakby coś umierało, a ona, jak Laurel, tylko siedzi sparaliżowana i patrzy, i nie może tego uratować. Chociaż... Może jednak? Znalazłam też tą część, która czuje, że jest wielkim  rozczarowaniem. Laurel, w jednym z listów opowiada jak w bawili się "w trupa". Trzeba było położyć się o zmroku na środku ulicy i udawać, że się nie żyje, czekając na samochód. Kto uciekł pierwszy, przegrywał. Laurel zawsze przegrywała. Ale od momentu, gdy zaczęto ją molestować, była coraz lepsza. W końcu wygrała. Wytrzymała najdłużej. Ledwo zdążyła uciec spod samochodu. I nie, nikt nie świętował jej sukcesu, wszyscy byli przerażeni. Więcej się w to nie bawili. Biedna Laurel. Jak przegrywała, wiecznie się z niej śmiali. Jak wygrała, okazało się, że znowu coś zrobiła nie tak i nie ma się z czego cieszyć. Zawsze tak się czułam. Jakbym wiecznie coś robiła źle. Czuję się tak w pracy. Czułam się tak w szkole. Gdy odzywam się za mało jest źle, bo jestem smutną dziewczyną. Jak mówię, zawsze powiem coś nie tak. Jestem za głupia, na niczym się nie znam i nie mam poczucia humoru. Serio, jak postawicie dowolną osobę przy mnie i ta powie, coś, o czym wcześniej nie wiedzieliście, przyjmiecie to po prostu za fakt, pochwalicie wiedzę tej osoby. A jak ja powiem dokładnie to samo, będziecie się na mnie dziwnie patrzeć, zadawać pytania skąd wiem takie rzeczy i że ogólnie coś wam w tym nie pasuje. Później, ewentualnie poszukacie informacji na ten temat, lub usłyszcie to od kogoś innego i będziecie zdziwieni, gdy wspomnę, że właśnie o tym mówiłam. Naprawdę tak to działa. Nie mam pojęcia dlaczego tak jest, ale takie są fakty. Ale i tak mi nie uwierzycie, bo to mówię ja, a nie ktoś inny...

Siedziałam do 3 w nocy, przerywając czytanie atakami płaczu. Bo naprawdę mam poczucie, że zawsze wszystko robię źle. Nawet kochać nie potrafię. Chyba tylko tych, którzy odeszli, bo już nie mogę ich skrzywdzić. Żałowałam, że nie mogłam być tam, gdzie oddycha się inaczej. Bo momentami czułam, że się duszę. Załamałam ręce nad sobą i nad tym, jakim żałosnym człowiekiem jestem.
Jednak ciągle jestem zestrachanym frajerem, przykro mi.

8 komentarzy:

  1. Nie martw się... kryzysy mijają. I choć może problem nie znika, to przynajmniej czujesz się lepiej.
    Ech, znam to. Wydaje ci się, że masz tyle siły, że już jesteś nie wiadomo kim, a potem nagle znów jesteś tym skulonym, zlęknionym, żałosnym człowieczyną... choć tak bardzo chciałabyś być tygrysicą, kociakiem czy coś. Tak się trochę zgrałyśmy, bo miałam dokładnie tak samo. No niestety, życie to ta pieprzona sinusoida i tych dołów się nie uniknie. Kurwa. Ale podniesiemy się, tak myślę :)
    Ja mam i brata i siostrę. Obydwoje młodsi. Brat jest dla mnie jak przyjaciel, nie odczuwam zupełnie tej różnicy wieku, bardzo dobrze się dogadujemy. Z siostrą się często kłócimy :P I jednak tutaj już czuć tę różnicę wieku, bo dziewięć lat to sporo. Niemniej też fajna relacja.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I aż mnie zachęciłaś, żeby przeczytać tę książkę :D Gdzieś już nawet o niej słyszałam ^^

      Usuń
    2. Właśnie czekam aż minie, tylko się zastanawiam na ile samo czekanie pomoże.
      "Świat, wszechświat, także Bóg, jeśli był, zjednoczyly się przeciwko ludzkości. Z tego dopiero co odkrytego punktu obsetwacyjnego zobaczył swój stary dobry los jako okrutnym żart: zachęcić człowieka, żeby myślał, ze jest szczęśliwy i tym głębiej go upokorzyc.", o.
      No fakt, 9 lat to już sporo. Inaczej będzie, gdy obie będziecie dorosłe, ale teraz to się odczuwa.

      O,no to musisz poszperać w biedronce, może znajdziesz xD

      Usuń
    3. Tego Ci nie powiem... nie mam pojęcia. Sama mam nadzieję, że jakoś pomoże, w sensie najgorsze stany trzeba czasem przeczekać, żeby móc ruszyć z miejsca.
      O, dobrze powiedziane. Kurwa. Co to za cytat?
      No, dokładnie.

      No to trzeba się do biedry wybrać :P

      Usuń
    4. Czasem trzeba przeczekac, a czasem ruszyć dupe, ale kiedy robić jedno a kiedy drugie to już nie mam pojęcia xD
      Z drugiej książki upolowanej w biedrze za 9,99zl xD czyli "człowiek, którego przesladowal czas".

      Pewnie :D

      Usuń
    5. Hmm, czasem najlepiej zająć się czymś innym, żeby odciągnąć uwagę od negatywnych myśli. I wtedy równocześnie rusza się dupę i przeczekuje xD Tak jak ja teraz nauką.
      No no, widzę, że sporo można w tej biedrze upolować :D

      Usuń
    6. Tylko nie zawsze to działa. Albo później wraca ze zdwojoną siła.
      A pewnie, ze można :D

      Usuń
    7. No niestety, ale jakoś sobie radzić trzeba. Ech, takie to życie.

      Usuń