niedziela, 31 stycznia 2016

Upadłam, poleżałam, a teraz wstaję!

Ostatni czas to była jakaś masakra. Czułam się jak zombie, albo gorzej. Wszystko się nawarstwiało, jedne sprawy nakładały się na drugie i nie miałam sił sobie ze wszystkim radzić. Przez tydzień nie chodziłam do pracy i trochę mi to pomogło, bo mogłam odsapnąć i złapać oddech. Ale to była prawdziwa cisza przed burzą. Nie mogłam spać, bo tak stresowałam się samą pracą. Samą myślą, że mam tam znowu pójść. W końcu zrezygnowałam z pracy całkiem, co było ryzykownym posunięciem, bo jestem bezrobotna, ale liczę, że szybko znajdę coś innego.

Byłam wszystkim wykończona, nawet nie byłam w stanie płakać nad swoim losem. Miałam iść odreagować, pośmiać się może, popaść w alkoholowe zapomnienie, bo przecież tak najprościej. Ale nie miałam sił na udawane uśmiechy, na opowiadanie wszystkiego kolejny raz i słuchania tych samych komentarzy. Posłuchałam siebie. Kolejny raz. Zostałam w domu, poświęcając czas tylko sobie. Włączyłam swoją ukochaną starą mantrę (ktoś by powiedział, że widelce w dupie. nie pytajcie), zapaliłam świeczki i usiadłam wygodnie. Wiem, zawsze mam problem z medytacją, z wyciszeniem się, ale często po prostu za bardzo się spinam i dlatego nie wychodzi. Postanowiłam się tym nie przejmować i po prostu się zrelaksować. Posiedzieć, wyciszyć się na tyle ile to możliwe, skupić się na swoim oddechu. Tylko tyle. Po pewnym czasie zorientowałam się, że nawet już nie wiem czy oddycham. Znaczy, wiedziałam, że muszę to robić, inaczej bym nie żyła. Czułam ruchy klatki piersiowej, ale były tak odległe, że jakby nie moje. Czułam tylko to i dalekie bicie serca. I spokój. Który zakłócały bachory sąsiadów, wraz z psem, ale mój zen wygrał. Chociaż raz. Wiedziałam, że nie uda mi się wejść na tyle głęboko, żeby dostać się do swojego ogrodu (co nie udaje się już od bardzo dawna), ale to wystarczyło. Wystarczyło, żeby "wewnętrznie ogarnąć sobie dupę" i poczuć się lepiej. Leżałam na podłodze i słuchałam Fever Ray. Jak rok temu. W ten dobry sposób. Uśmiechałam się do siebie i cieszyłam każdym dźwiękiem. Później dopadła mnie wena i musiałam trochę popisać. Właście mam wrażenie, że wena trzyma mnie cały czas, bo poza kilkoma wierszami, napisałam 3 listy, no i teraz nakurwiam posta... Anyway, po tym relaksie postanowiłam wrócić do świata internetowego, z którego uciekłam na tą chwilę, żeby nikt mnie nie niepokoił. I dostałam cudowne wieści. Śmiałam się na głos i popłakałam się ze śmiechu. Oczyszczenie.

To wszystko mi dało siłę do walki z nową rzeczywistością. Chciałam dać sobie weekend na oddech, na odpoczynek, bez przeglądania żadnych ofert, bez stresu o to. Ale prawda jest taka, że już wysłałam parę aplikacji. Dzisiaj byłam na spacerze, dzięki któremu utwierdziłam się w przekonaniu, że dam radę. Mimo tych złych symboli w snach. Nawet postanowiłam powiedzieć o wszystkim mamie, chociaż chciałam jej oszczędzić stresów. I w końcu mnie odwiedzi w Poznaniu.

Jest tak dobrze, że zaraz pewnie coś pierdolnie, co? Trudno. I z tym sobie poradzę, cokolwiek by to nie było. Czasami trzeba upaść, dojść na dno. Czasami trzeba tam poleżeć, może się nad sobą poużalać, ale potem się wstaje z nową siłą i dalej robi się swoje. Sama jestem w szoku, jak wszystko się zmieniło. Jak ja się zmieniłam przez ten krótki czas. Bo było naprawdę kiepsko. Stare nawyki zaczęły brać górę. Otaczałam się wymówkami. Nawet chciałam zrezygnować z wyjazdu w Bieszczady. I daję wszystkim prawo do walnięcia mnie w łeb jeśli będę szukać debilnych wymówek żeby nie jechać. Pojadę i koniec. W końcu gdzieś muszę znaleźć męża!

Odżyłam. Inaczej tego nazwać nie umiem. Po prostu odżyłam i jest mi z tym cholernie dobrze. Geez, przecież dzisiaj uśmiechnęłam się do jakiegoś dzieciaka w parku! Ja! Ale kurde, chce mi się do ludzi. Tak jak cały czas ich unikałam, nie odpisywałam, nie odbierałam telefonów, teraz mi się chce do ludzi. Czuję, że nadal jestem trochę ze szkła, na pewne rzeczy trochę przeczulona, ale na to potrzeba więcej czasu. Chociaż bardziej niż do ludzi chce mi się... do lasu. Tak.
Silni ludzie nie spychają innych w dół, tylko ciągną ich w górę. A ja, postanowiłam sama dla siebie być silnym człowiekiem i samą siebie wyciągnąć jak najwyżej. Oczywiście, mimo tego, że momentami czułam się cholernie sama, bo się odgradzałam od innych, miałam wielkie wsparcie. Nawet od osób, od których bym się nie spodziewała. Zawsze inni wierzą we mnie bardziej niż ja sama. Ale wiem, że nie mogę wiecznie polegać na kimś. I jestem z siebie dumna ile teraz zawdzięczam sama sobie. Króliku, też możesz być dumny. Jak zawsze, miałeś racje, panie mądraliński. Wystarczę sama dla siebie.

Ale teraz wracam i do ludzi, których kocham. Ciężki styczeń przyniósł zrozumienie, że kochać trzeba przede wszystkim siebie. Ale jak dobrze mieć innych do dzielenia się miłością. Dobrze nieraz zatęsknić. Bo i ja zatęskniłam i ja się cieszę na te spotkania. Nie tylko na jutro, ale na weekend. Bo wiecie, rodzice zawsze nas chronią, ale nie zdają sobie sprawy z tego jak często to my chronimy ich, nie mówiąc o naszych zmartwieniach. Odkładałam wizytę w domu. Wszystkim mówiłam, że jest w porządku. Nie chciałam żeby ktoś mnie tu odwiedzał, bo mam swoje życie, bez nich. A teraz nie mogę się doczekać wizyty mamy. Wczoraj pisałyśmy cały dzień, dzisiaj znowu do niej dzwoniłam. Dobrze czasami zatęsknić, żeby móc kochać jeszcze bardziej. Cieszę się, że mam za kim tęsknić. Że mam kogo kochać.



"Pamiętajcie zatem, fakt, że jesteście mali, nie oznacza, że brak wam sił."

2 komentarze:

  1. Taka energia, że łeb urywa! :D W końcu zawsze wstajemy. Ty jesteś silna i znasz wartość życia, więc nie mogło być inaczej :) I tak, Królik miał rację i Ty też masz rację. I raz za czas zawsze coś pierdolnie, więc lepiej się z tym pogodzić, niż żyć w ciągłym strachu, żeby coś się nie spieprzyło. Lepiej wierzyć, że cokolwiek nie będzie, w końcu damy radę.
    I zazdro trochę, że umiesz wejść w ten stan medytacji. Może i ja powinnam jednak spróbować, a nie zniechęcać się i wkurwiać od razu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, sama się dziwię ze jej tyle mam :D szczerze mówiąc to miałam wątpliwości czy dam radę, ale jednak się udało xD no nie może być wiecznie dobrze, ale to właśnie kwestia nastawienia do tych złych rzeczy.
      Sama nie wiem jak mi się to udało tej xD sprzyjajaca aura czy coś xD ale na pewno trzeba próbować :)

      Usuń