czwartek, 7 stycznia 2016

List pisany śniegiem

Nie pisałam do Ciebie już jakiś czas. Wiesz, bałam się listopada. Bałam się tak bardzo, że sam strach mnie paraliżował. Wiesz jakim potrafię być tchórzem. Czy tam jak mówi Wera, zestrachanym frajerem. Ale listopad minął gładko, nie tak boleśnie  jak sądziłam. Minął też dosłownie cudowny grudzień, oprószony nie śniegiem, lecz świąteczną magią. Minął cudownie, choć nie bezboleśnie. I wiesz, że w tym bólu nie chodziło tylko o Ciebie. Bo nieraz się gubię. Nieraz tęsknię. Mam skojarzenia. A nie wiem sama czy bardziej z Tobą czy z nim. Nie wiem. Nakłada mi się wszystko, a wtedy i ból i tęsknota są podwójne. I płaczę. A potem nie potrafię powiedzieć, za którym z Was bardziej. Nie potrafię wybrać. Choć łatwiej mi przyznawać, że chodzi o Ciebie. Tamto jest może za świeże i chowa się za zasłoną wymuszanej nienawiści, chociaż w sercu fale czułości, których on dla mnie nie miał. Łatwiej przyznać, że to tęsknota za Tobą, gdy pyta ta, którą on pokochał. Ale nie spodziewałam się tej tęsknoty, chwilę po zmianie daty.

Włączyłam te Twoje Pushit, które sama od początku pokochałam. I słuchałam. Po prostu. Chciałam zobaczyć Twoją twarz i musiałam wejść na maila, bo przecież zepsuł mi się telefon, na którym miałam zapisane zdjęcia. Weszłam na maila i postanowiłam, że może poczytam wiadomości od niego najpierw. Ale los pokierował mnie gdzie indziej i zasnęłam spokojnie. Jednak później wróciłam do Pushit, słuchanego przed snem. Powtarzanego kilka razy. I zaczęłam płakać. Zaczęłam wyć. Trzęsłam się i nie mogłam się opanować. I płakałam za Tobą, bo pragnęłam żebyś tu był i uspokoił mnie samym spojrzeniem, bo przecież jestem w Twoim mieście, byłbyś na wyciągnięcie ręki. Chciałam żebyś był i uspokoił moją tęsknotę za nim, bo świadomość, że przez ten krótki czas był w tym samym mieście, mnie paliła. Pragnęłam żebyś był, bo wszystko byłoby by prostsze. I zaraz pomyślałam, że moje życie wyglądałoby teraz zupełnie inaczej. Może nie byłabym w stanie żyć w tym samym mieście, tak jak nie potrafię znieść jego obecności tutaj. Może to echo Twoich kroków by tak na mnie działało? A może oboje byśmy to jakoś przełknęli i by było jak jest, tylko z Tobą. Chociaż czy i Ty byś mnie wtedy nie znienawidził? Nie, Ty nie. Królik, mistrz wybaczania. Jak ja za Tobą tęsknię, gnoju.

Wiesz, wybeczałam się tak, że rano wstałam z opuchniętym ryjem i w takim stanie musiałam iść do pracy. I sądziłam, że to tyle. Ale później spadł śnieg. Późnym wieczorem, na ciemnych i spokojnych ulicach miasta było widać tylko biały puch. Gdy już zbierałam się do wyjścia z tamtego mieszkania, dopadły mnie dźwięki jednej z ukochanych piosenek. Tak idealnie pasowała do widoku za oknem. Puste ulice i śnieg. Zachłysnęłam się. Wróciłam do siebie, włączyłam całą płytę, która jest idealna na każdy mój nastrój. Sądziłam, że mnie wyciszy. Ale słuchałam tej samej piosenki i myślałam o śniegu za oknem. Leżałam na łóżku i czułam jakby padał prosto na mnie. Jakby obsypywał mnie prosto z sufitu. Leżałam pod stertą świeżego śniegu i razem z zimnem i ciepłem, poczułam niepokój. Niepokój, który czułam rok temu. Bo rok temu, uczyłam się żyć bez Ciebie. Rany to goiły się, to otwierały się na nowo. Ogarniał mnie chłód i śnieg. Przynajmniej dopóki nie spojrzałam w oczy, których koloru nie da się jednoznacznie określić. W tym całym bólu i chłodzie zaczynałam czuć ciepło. Zaczynałam odżywać. Pod zmarzniętą ziemią, wyrastało życie. I to przez nią, zaczęłam w kółko słuchać tej płyty. Gdy sama słuchała i płakała z tęsknoty, gdy goiła swoje rany, chociaż spora część świata miała do niej o to pretensje. Słuchałam i płakałam. Słuchałam i śmiałam się. Słuchałam leżąc na podłodze, jak Ty zawsze robiłeś. Mimo, że moja podłoga nie była drewniana, pokochałam leżenie na niej. W towarzystwie Fever Ray i podłogi spędziłam zimę i wczesną wiosnę. Czytałam tam, pisałam, rysowałam, malowałam czy po prostu cieszyłam się podłogą i muzyką. Odkrywałam w sobie nowe, piękne rzeczy, o których nie miałam pojęcia. Uczyłam się słuchać siebie i wszechświata. I było mi dobrze. Gdzieś w tym wszystkim był ten ogromny niepokój, który stopniowo malał. Ale był przerażający i zimny jak styczniowa noc. Noc, która otulała mnie śniegiem i nie pozwalała spać. Nie płakałam za dużo. Ale zeszłoroczny niepokój wybił mnie z rytmu ciepła i miłości. Nie mogę odnaleźć się na nowej podłodze. Nie ruszam farb, rzadziej piszę. Nie ciszę się tak jak wtedy. Cieszę się zupełnie inaczej, ale nie tak jak rok temu, po znikającym powoli niepokoju. Cieszę się i szczelniej otulam się ciepłem, gdy do serca wkrada się mróz i wychodzi przez moje oczy i zamraża ciepło tamtych, których koloru nie da się jednoznacznie określić. Lodowe sople w najcieplejszych i, być może, jedynych żywych miejscach mojego serca. Potrzebuję Twojego spokoju, Twojego ciepła, Twojej miłości. Wcale nie tak łatwo Cię znaleźć na pustych ulicach pokrytych śniegiem. Głupi żarcik, Króliczku, głupi.


Bywaj.


6 komentarzy:

  1. Brakuje i tęskni się jak cholera. I najgorzej, gdy pewne tęsknoty się mieszają, gdy człowiek sam się gubi ale...w końcu właśnie znajduje się ciepło. Znajduje się spokój. Bo on jest właśnie nawet i pod śniegiem, tak jak kiełki zielonych na wiosnę kwiatów:) W końcu zawsze się znajdują. I muszą być w życiu złe momenty, momenty na nowo rozdzieranego bólu bo może, gdy się pożegnamy, czasem i bólem musimy sobie przypominać. Może tak pewne sprawy są ciągle..żywsze. A to wcale nie szkodzi? Że boli, że się tęskni? Może to...dar?
    Bo w końcu ostatecznie każdy lód się topi. Ale i ciągle musimy przeżywać nowe zimy. Ale każdą się przetrwa. Zobaczysz, że się da.
    Oh God, sama nie wiem czy dobrze mówię to co chcę powiedzieć :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzisiaj nie jesteś normalna (tak, wiem, nigdy nie jesteś xD), więc nie wiem czy przekazałaś wszystko jak chciałaś. Myślę nawet, że Ci się to nie udało, i zagubiłaś się w swoim chaosie, ale cóż, postaram się ogarnąć xD

      Z jednej strony najgorzej jak się wszystko miesza, a z drugiej... może i lepiej. Łatwiej tak przeżywać jak wymieszane, niż jedno. I są, oczywiście, że są, tylko właśnie, gdy zimno i śnieg, tak łatwo o tym zapomnieć. Wiesz, ja, jak zawsze, nie wiem czy tak naprawdę to są złe momenty. Nigdy nie umiałam tak na to patrzeć. Ciężkie, owszem. Ale nie złe. I właśnie bliżej mi do stwierdzenia, że to dar.
      Nie twierdzę, że nie da się przeżyć zimy. Tylko się boję, że jednak nie każdy lód się topi.

      Usuń
  2. Fever Ray kojarzy mi się najbardziej z intro serialu "Wikingowie" :D Ale słucham "Keep the streets..." i też się zachwycam ^^
    Właściwie nie wiem, co Ci napisać...bo chyba dość pogmatwana ta cała sytuacja, prawda? Ale wiesz, co jest w pewnym sensie fajne? Że nawet z bolącym sercem można się szczerze śmiać i czuć, że się żyje. I chyba wtedy nawet bardziej docenia się takie chwile, bo są przecież swoistym balsamem na chyba nie do końca jeszcze zabliźnione rany...
    I wiesz, co mi jeszcze na myśl przyszło? Że do trzech razy sztuka. Może kolejny mężczyzna, który pojawi się w Twoim życiu nie pozostawi takiego chaosu po sobie.
    Trzymaj się!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A no tak :D bo jest czym się zachwycac ;)
      No to prawda, bardziej się to wszystko docenia. I chyba nie byłam bardziej szczęśliwa niż w ciągu ostatniego roku :)
      Kurde, nigdy tak o tym nie myślałam, a to faktycznie może być prawda xD
      Dzięki: )

      Usuń
    2. Jest jest :D
      No widzisz :)
      Myślę, że tak będzie, no bo w końcu ileż można XD
      ^^

      Usuń
    3. Bardzo często zadaję sobie to pytanie xD

      Usuń